Krwi Chry­stu­sa roz­pal w nas ogień swo­jej miło­ści — kon­fe­ren­cję wygło­sił ks. Daniel Mokwa CPPS-Mode­ra­tor Kra­jo­wy Wspól­no­ty Krwi Chry­stu­sa, na reko­lek­cjach dla rodzi­ny Krwi Chry­stu­sa 27.08.2023

Na jed­nym ze swo­ich for­ma­cyj­nych dni sku­pień sio­stry Ado­ra­tor­ki Krwi Chry­stu­sa popro­si­ły mnie o popro­wa­dze­nie kon­fe­ren­cji nt. „Krwi Chry­stu­sa roz­pal w nas ogień swo­jej miło­ści”. Pomy­śla­łem, że ten pięk­nie i poetyc­ko brzmią­cy temat nale­ży prze­kuć na kon­kret­ne sło­wa, któ­re będą pew­nym ukie­run­ko­wa­niem nasze­go życia i apo­stol­stwa w cha­ry­zma­cie Krwi Chry­stu­sa. Chciał­bym podzie­lić się tymi reflek­sja­mi i z Wami, jako ducho­wą Rodzi­ną Krwi Chrystusa.

  1. Życie Krwią Chry­stu­sa moty­wem prze­wod­nim w naszym życiu i reali­za­cją tajem­ni­cy pas­chal­nej.

Św. Kasper wybrał sym­bol Krwi Chry­stu­sa jako motyw prze­wod­ni dla Misjo­na­rzy Krwi Chry­stu­sa, co mia­ło rów­nież sta­no­wić źró­dło ich siły apo­stol­skiej w dzia­łal­no­ści misyj­nej. W Regu­le Misjo­na­rzy Krwi Chry­stu­sa z cza­sów św. Kaspra może­my zna­leźć takie zda­nie: Ponie­waż pro­wa­dzą bój pod sztan­da­ra­mi i w imię Prze­naj­droż­szej Krwi Pana nasze­go Jezu­sa Chry­stu­sa, niech nie będzie dla nich nic waż­niej­sze­go niż czcić Ją i Jej kult wszę­dzie sze­rzyć. W wie­lu swo­ich pismach i listach reko­lek­cyj­nych św. Kasper czę­sto cyto­wał sło­wa z Pisma św. na temat Krwi Chry­stu­sa, aby powo­ły­wać się na sło­wo Boże, któ­re mówi o tym istot­nym sym­bo­lu, któ­ry odtąd miał sta­no­wić ów motyw prze­wod­ni życia i dzia­ła­nia misjo­na­rzy i świec­kich, któ­rzy żyją pas­chal­ną ducho­wo­ścią Krwi Chry­stu­sa.

W swo­im Trze­cim Liście Reko­lek­cyj­nym,napi­sa­nym z oka­zji dorocz­nych reko­lek­cji misjo­na­rzy, św. Kasper pisze o tym, że misjo­na­rzy mogą doty­kać takie trud­no­ści, jak leni­stwo, ospa­łość, przy­gnę­bie­nie, a nawet poku­sa znu­dze­nia samym dobrem. I w obli­czu takich trud­no­ści św. Kasper radzi przy­po­mnieć sobie o Krwi Chry­stu­sa, aby poprzez to doświad­czyć pew­ne­go prze­bu­dze­nia ducho­we­go oraz dzia­ła­nia mocy Ducha Świę­te­go. Pisze on o tym w nastę­pu­ją­cych sło­wach: Wystar­czy jed­no spoj­rze­nie na Boską Krew, a Ona wstrzą­śnie nami, byśmy dzia­ła­li z nie­spo­ży­tą gor­li­wo­ścią i praw­dzi­wym duchem Bożym.

Myśląc jed­nak o tych sło­wach św. Kaspra, tak sobie roz­wa­ża­łem, że takim ludziom, misty­kom, jaki­mi byli św. Kasper, czy św. Maria de Mat­tias, to pew­nie takie jed­no spoj­rze­nie wystar­cza­ło… Pamię­ta­my to wyda­rze­nie zwią­za­ne ze św. Marią, kie­dy zosta­ła spo­licz­ko­wa­na przez współ­sio­strę; wystar­czy­ło, że pobie­gła do kapli­cy, pod krzyż i tam spoj­rza­ła dosłow­nie i na spo­sób ducho­wy na Ukrzy­żo­wa­ne­go, na ową Boską Krew, aby odzy­skać wewnętrz­ny spo­kój, aby od razu być goto­wą na prze­ba­cze­nie tej sio­strze… Pamię­ta­my też cho­ciaż­by tą przej­mu­ją­cą rzeź­bę św. Kaspra na jego gro­bie, na któ­rej widzi­my go leżą­ce­go już na łożu śmier­ci, ale wpa­tru­ją­ce­go się cały czas w krzyż, któ­ry dawał mu siły i wytrwa­łość w tym cierpieniu.

Tym­cza­sem chy­ba dla nas nie zawsze wystar­czy owo jed­no spoj­rze­nie na Boską Krew, na krzyż, być może, my nie jeste­śmy jesz­cze na takim ducho­wym pozio­mie, jakie­go życzył­by sobie może dla nas św. Kasper. I być może my potrze­bu­je­my wię­cej spoj­rzeń na ową Boską Krew, wię­cej cza­su, aby ona nami wstrzą­snę­ła. Może potrze­bu­je­my wię­cej modli­twy, wię­cej kon­tem­pla­cji, to do cze­go czę­sto wzy­wa­li nas świę­ci, aby roz­wa­żać mękę Pań­ską, nie tyl­ko raz, nie tyl­ko krót­ko, ale czę­sto, ale dłuż­szy czas – a to ozna­cza życie ducho­wo­ścią Krwi, prze­ży­wa­nie naszej ducho­wo­ści, dzień po dniu, godzi­na po godzi­nie. A więc moż­na powie­dzieć, że życie ducho­wo­ścią Krwi Chry­stu­sa to spo­sób na kry­zy­sy i trud­no­ści, któ­ry św. Kasper zale­ca swo­im misjo­na­rzom; mie­li myśleć i sobie przy­po­mi­nać o Krwi Chry­stu­sa, aby to dawa­ło im siły w codzien­nych tru­dach i zma­ga­niach ducho­wych i apostolskich.

Może­my przy­to­czyć jesz­cze jed­no zda­nie z Jede­na­ste­go Listu Reko­lek­cyj­ne­go św. Kaspra, któ­re uzmy­sła­wia nam, że Krew Chry­stu­sa była dla nie­go same­go i misjo­na­rzy owym moty­wem prze­wod­nim: Nabo­żeń­stwo do Boskiej Krwi jest sku­tecz­nym środ­kiem do osią­gnię­cia gor­li­wo­ści, by urze­czy­wist­nić to wszyst­ko, co zosta­ło tu przed­sta­wio­ne. Niech będzie ono roz­ko­szą naszych serc. Codzien­nie więc może­my prze­ży­wać i doświad­czać mocy Krwi Chry­stu­sa, razem z Chry­stu­sem i z Jego pomo­cą, mocą Jego Krwi prze­zwy­cię­żać nasze sła­bo­ści, zło, grzech, doświad­czać mocy i świa­tła Ducha Świę­te­go w róż­nych trud­nych sytu­acjach życio­wych, zakon­nych, zdro­wot­nych, itp. Rów­nież takie sytu­acje w naszym życiu, któ­re nas dener­wu­ją, albo bar­dzo kosz­tu­ją, któ­re są dla nas trud­ne, bo coś trze­ba prze­cier­pieć, albo na coś pocze­kać i przez to ćwi­czyć się w cier­pli­wo­ści – te momen­ty moż­na i trze­ba przyj­mo­wać jako oka­zję do tego, aby myśleć o Boskiej Krwi, aby spo­glą­dać na Boską Krewi doświad­czać Jej mocy. To może nam nie tyl­ko pomóc w poszcze­gól­nych wyda­rze­niach, czy momen­tach nasze­go życia, ale może też prze­mie­niać nasze myśle­nie, nasze dzia­ła­nie, całe nasze życie… 

Nasz krwa­wią­cy Zba­wi­ciel jest mistycz­nie obec­ny w róż­nych trud­no­ściach, cier­pie­niach, w samot­no­ści czy nie­spra­wie­dli­wo­ści i my mamy z miło­ścią otwie­rać nasze ser­ca i dawać naszą krew razem z krwią Chry­stu­sa. Naszym powo­ła­niem jest „dopeł­niać bra­ki udręk Chry­stu­sa” (por. Kol 1, 24), to zna­czy poświę­cić się dla dzie­ła zba­wie­nia razem z Chry­stu­sem, ofia­ru­jąc nasze życie i naszą krew, jako znak miło­ści do Boga i człowieka.

Kie­dyś sły­sza­łem takie pięk­ne wyra­że­nie: „Dla sie­bie zosta­wić Chry­stu­sa Ukrzy­żo­wa­ne­go, a innym dawać Chry­stu­sa Zmar­twych­wsta­łe­go”. Oso­bi­ście rozu­miem to i odczy­tu­ję w nastę­pu­ją­cy spo­sób. Po pierw­sze, aby być goto­wym cier­pieć w duchu poko­ry, poku­ty i zadość­uczy­nie­nia, w cicho­ści ser­ca, bez narze­ka­nia, bez cier­pięt­nic­twa… Po dru­gie, aby prze­ży­wać każ­de cier­pie­nie (ducho­we, fizycz­ne, uczu­cio­we itp.) jed­no­cząc je razem z ofia­rą i cier­pie­niem Chry­stu­sa na krzy­żu, „prze­le­wa­jąc” wła­sne „kro­pel­ki krwi” razem z Krwią Chry­stu­sa. I wła­śnie wte­dy może­my doświad­czyć owe­go para­dok­su, że innym będzie­my dawać Chry­stu­sa Zmar­twych­wsta­łe­go, to zna­czy: inni ludzie, spo­ty­ka­jąc nas, będą doświad­czać od nas rado­ści, poko­ju, miło­ści… Ja oso­bi­ście tego doświad­czy­łem i myślę, że wie­lu z nas, żyją­cych ducho­wo­ścią Krwi Chry­stu­sa, rów­nież doświad­cza­ło cze­goś podobnego.

  • Krzyk krwi” jako wezwa­nie do wraż­li­wo­ści na potrze­by dru­gie­go człowieka

Nie­daw­no mie­li­śmy sło­wo życia: Czy Syn Czło­wie­czy znaj­dzie wia­rę na zie­mi, gdy przyj­dzie…? I kie­dy się tak zasta­na­wia­łem nad wia­rą w moim życiu, to musia­łem przy­znać, że nie­ste­ty prą­dy myślo­we tego świa­ta, róż­ne idee, poglą­dy, w jakiś spo­sób doty­ka­ją rów­nież i mnie i osła­bia­ją moją wia­rę. Coraz czę­ściej się łapię na tym, że pod­cho­dzę do wie­lu spraw zbyt po ludz­ku, po ziem­sku, zbyt racjo­nal­nie, bez wia­ry, bez tego dzie­cię­ce­go zaufa­nia Bogu. Wie­le lat wcze­śniej ta moja wia­ra była bar­dziej głęb­sza, moc­niej­sza, jak­by wię­cej wie­rzy­łem, mia­łem wię­cej zaufa­nia. A teraz to wszyst­ko tak osła­bło, ozię­bi­ło się; myślę, że też doświad­czam tego, o czym mówił św. Kasper, kie­dy zachę­cał swo­ich misjo­na­rzy do spoj­rze­nia na Boską Krew.

Nie­ste­ty pro­ble­my, grze­chy tego świa­ta nas rów­nież doty­ka­ją, osła­bia­ją, „zabru­dza­ją” nas. I my musi­my przed tym się jakoś bro­nić, oczysz­czać się, odna­wiać, a to wszyst­ko może­my czy­nić wła­śnie przez prze­ży­wa­nie, doświad­cza­nie naszej ducho­wo­ści, poprzez to spo­glą­da­nie na Boską Krew. Ale jeśli już to spoj­rze­nie nie wstrzą­sa nami, to zna­czy, że nie jest dobrze z naszym życiem ducho­wym, zakon­nym, wspól­no­to­wym. Każ­dy musi zna­leźć swój spo­sób tego spo­glą­da­nia na Boską Krew, aby się prze­bu­dzić do dzia­ła­nia, choć­by do owe­go „chce­nia”, któ­re­go przy­czy­ną, jak pisze św. Paweł, jest Pan Bóg, ale czy pozwo­li­my się popchnąć przez Boga do tego „chce­nia”, to już zale­ży jed­nak od nas. Pan Bóg może nas popchnąć, ale my może­my nadal stać w miej­scu, Pan Bóg nas popy­cha, poru­sza nas, ale dalej to my sami już musi­my iść do przo­du, pod­jąć ten wysi­łek; Pan Bóg nie będzie nas cią­gle popy­chał. To my mamy nasze oczy skie­ro­wać na Boską Krew, to my musi­my pozwa­lać się wstrzą­snąć, poruszyć…

Myślę, że jed­nym z naj­więk­szych pro­ble­mów w dzi­siej­szym świe­cie, ale nie tyl­ko w świe­cie, ale i w życiu chrze­ści­jań­skim, zakon­nym, wspól­no­to­wym, jest to, co może­my nazwać obo­jęt­no­ścią, albo w naszej ter­mi­no­lo­gii „bra­kiem goto­wo­ści do poświę­ce­nia się, do ofiar­no­ści”. Być może dla­te­go w naszej ducho­wo­ści ukuł się taki ter­min, jak: „krzyk krwi” lub „woła­nie krwi”. Ten ter­min sta­no­wi pewien skrót myślo­wy w naszej ducho­wo­ści Krwi Chry­stu­sa i ma swo­je źró­dło w tek­ście biblij­nym, któ­ry opo­wia­da o Kainie i Ablu. Jak pamię­ta­my, kie­dy Kain zabił Abla, to wte­dy autor biblij­ny prze­ka­zał nam sło­wa Boga, któ­ry mówi do Kaina: Krew bra­ta twe­go gło­śno woła ku mnie z zie­mi (Rdz 4, 10).

Papież Bene­dykt XVI, pod­czas roz­wa­ża­nia na Anioł Pań­ski w mie­sią­cu lip­cu (05.07.2009.), mówiąc o lip­co­wej tra­dy­cji kul­tu Krwi Chry­stu­sa, nawią­zał do tego w nastę­pu­ją­cych sło­wach: „Napi­sa­ne jest w Księ­dze Rodza­ju, że krew Abla, zabi­te­go przez swe­go bra­ta Kaina, gło­śno woła z zie­mi do Boga. Nie­ste­ty, tak jak w prze­szło­ści, dziś rów­nież sły­chać to woła­nie, bo ludz­ka krew wciąż jest prze­le­wa­na na sku­tek prze­mo­cy, nie­spra­wie­dli­wo­ści i nie­na­wi­ści. (…) Na roz­le­ga­ją­ce się we wszyst­kich czę­ściach zie­mi woła­nie, spo­wo­do­wa­ne przez prze­lew krwi, Bóg odpo­wia­da krwią swe­go Syna, któ­ry za nas oddał życie. Chry­stus na zło odpo­wie­dział nie złem, lecz dobrem, swo­ją nie­skoń­czo­ną miło­ścią. Krew Chry­stu­sa jest rękoj­mią wier­nej miło­ści Boga do ludzkości.

War­to też w tym kon­tek­ście przy­po­mnieć te zna­mien­ne sło­wa papie­ża Jana Paw­ła II skie­ro­wa­ne do Misjo­na­rzy Krwi Chry­stu­sa z oka­zji XVII Zebra­nia Gene­ral­ne­go Zgro­ma­dze­nia Misjo­na­rzy Krwi Chry­stu­sa w Rzy­mie (10–21.09.2001.): „Gdy św. Kasper del Bufa­lo zało­żył wasze Zgro­ma­dze­nie w roku 1815, mój poprzed­nik, papież Pius VII, pole­cił mu pójść tam, gdzie inni nie poszli­by i pro­wa­dzić misje, któ­re wyglą­da­ły mało obie­cu­ją­co. (…) Dwa wie­ki póź­niej inny Papież wzy­wa synów św. Kaspra, aby byli nie mniej odważ­ni w swo­ich decy­zjach i dzie­łach – aby poszli tam, gdzie inni nie mogą lub nie chcą i podej­mo­wać misje, któ­re nie budzą dużej nadziei na suk­ces.” (Żyć Ewan­ge­lią, Listo­pad 2001, nr 70).

Sta­ra­my się usły­szeć ten „krzyk krwi”, któ­ry dobie­ga dzi­siaj do nas z róż­nych stron i zakąt­ków nie tyl­ko świa­ta, ale i naszych śro­do­wisk oraz spo­łe­czeństw. Bar­dzo dobrze w naszą odpo­wiedź na „krzyk krwi” wpi­su­je się frag­ment prze­mie­nie­nia Pań­skie­go na górze; widzi­my apo­sto­łów, któ­rzy doświad­cza­jąc przed­sion­ka nie­ba, nie chcą zejść na zie­mię, w sen­sie prze­no­śnym i dosłow­nym. Zie­mia jest tym „łez pado­łem” i doli­ną cier­pie­nia, jed­nak­że to sam Jezus jest Tym, któ­ry ich wła­śnie tam posy­ła, aby byli apo­sto­ła­mi nadziei i zba­wie­nia pośród cier­pią­ce­go i błą­dzą­ce­go w ciem­no­ściach ludu.

Podob­nie i każ­de­go z nas Jezus posy­ła tam, gdzie nie jest wca­le „miło i przy­jem­nie”, gdzie jest ten nasz lub naszych bliź­nich „padół łez” i doli­na cier­pie­nia. Może czę­sto wole­li­by­śmy zostać w cie­płych i przy­tul­nych domach, miej­scach, gdzie czu­je­my się dobrze, jak apo­sto­ło­wie na górze prze­mie­nie­nia, ale to sam Jezus pra­gnie, aby­śmy byli tymi źró­dła­mi świa­tła w świe­cie, aby­śmy nie ucie­ka­li od zwy­kłych ludz­kich pro­ble­mów i bied, ale aby­śmy temu w mia­rę moż­li­wo­ści zaradzali.

Ks. Bar­ry w swo­jej książ­ce pt. „Krzyk krwi” poda­je pięk­ne przy­kła­dy osób, któ­re usły­sza­ły „woła­nie krwi” i odpo­wie­dzia­ły na nie­go. M.in. sio­stra Ado­ra­tor­ka Cate­ri­na Gir­rens ASC, w wie­ku 84 lat (!) poje­cha­ła na misje na Fili­pi­ny, aby tam poma­gać w zało­że­niu nowej wspólnoty.

Ks. Bar­ry przy­ta­cza swo­je świa­dec­two, jak zna­lazł się kie­dyś w sytu­acji, gdy ten krzyk krwi wyma­gał od nie­go nawet wybo­ru poświę­ce­nia życia dla dru­gie­go czło­wie­ka. Otóż w cza­sie woj­ny domo­wej w Chi­le, za cza­sów gene­ra­ła Augu­sta Pino­che­ta, kie­dy wie­lu ludzi było prze­śla­do­wa­nych i zabi­ja­nych, ks. Bar­ry pew­nej nocy ode­brał tele­fon od bisku­pa z infor­ma­cją, aby udał się do pew­ne­go kościo­ła, gdzie skry­ła się pew­na gru­pa ludzi, któ­ra ucie­ka­ła przed woj­skiem. Biskup pro­sił, aby ks. Bar­ry spę­dził z nimi noc w tym koście­le i był dla nich pew­nym umoc­nie­niem i pomo­cą. Ks. Bar­ry był świa­do­my, że była już godzi­na poli­cyj­na, w któ­rej wycho­dząc z domu ryzy­ko­wał utra­tę życia, gdyż żoł­nie­rze nie patycz­ko­wa­li się z nikim i czę­sto zabi­ja­li czło­wie­ka bez sądu i ostrze­że­nia, tyl­ko dla­te­go, że zła­mał pra­wo. Roz­wa­żył przez moment całą tą sytu­ację i wte­dy przy­po­mniał sobie o tym, że krew na odrzwiach chro­ni­ła Izra­eli­tów przed nie­bez­pie­czeń­stwem śmier­ci. A on przy­rze­kał przed Bogiem, że chce być Misjo­na­rzem Prze­naj­droż­szej Krwi Chry­stu­sa. Poczuł się wte­dy powo­ła­ny do tego, aby jako oso­ba nazna­czo­na Krwią, być pew­ną ochro­ną dla tych, któ­rzy bali się o utra­tę swo­je­go życia. Poszedł tam i była to dla nie­go noc bar­dzo dłu­ga, ale i owoc­na, bo prze­żył w spo­sób dosłow­ny to, co do tej pory było tyl­ko przed­mio­tem jego stu­diów i roz­wa­żań. I wszy­scy ludzie, dla któ­rych tam poszedł, zosta­li uratowani.

Ks. Bar­ry pisze dalej w swo­jej książ­ce, że pew­na sio­stra Ado­ra­tor­ka Krwi Chry­stu­sa ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych opo­wia­da­ła swo­je doświad­cze­nie, któ­re prze­ży­ła w pew­nym szpi­ta­lu, gdzie pra­co­wa­ła. Pewien mło­dy czło­wiek umie­rał na cho­ro­bę AIDS. Pew­ne­go dnia prze­ży­wał ogrom­ny kry­zys; rzu­cał się na łóż­ku i wyry­wał, pła­cząc i chcąc uwol­nić się z tego łoża bole­ści. Wokół nie­go zebra­li się leka­rze i pie­lę­gniar­ki, któ­rzy pró­bo­wa­li go uspo­ko­ić i przy­trzy­mać na łóż­ku, jed­nak bez­sku­tecz­nie. W pew­nym momen­cie jed­na z pie­lę­gnia­rek powie­dzia­ła: „Cze­mu nie wezwie­my tutaj sio­stry do pomo­cy, ona będzie wie­dzia­ła, co zro­bić”. Zawo­ła­no ją i kie­dy przy­szła, to sta­nę­ła w drzwiach jak wry­ta. To, co zoba­czy­ła, wstrzą­snę­ło nią do głę­bi: widzia­ła mło­de­go czło­wie­ka, któ­ry miał nogi i ręce przy­wią­za­ne do łóż­ka, a z każ­da część jego cia­ła była ople­cio­na róż­ny­mi prze­wo­da­mi i rur­ka­mi, a któ­ry trząsł się i rzu­cał na łóż­ku oraz krzy­czał zde­spe­ro­wa­ny. Póź­nej mówi­ła, że ten widok był dla niej, jak­by zoba­czy­ła cier­pią­ce­go Chry­stu­sa ukrzy­żo­wa­ne­go na tym łożu bole­ści. Kie­dy ta sio­stra otrzą­snę­ła się z tego wido­ku, wszy­scy patrzy­li na nią, jak­by chcie­li powie­dzieć: „No, zrób coś wresz­cie”. Ona jed­nak czu­ła się bez­rad­na w całej tej sytu­acji. Póź­niej jed­nak poczu­ła potrze­bę zbli­że­nia się do tego łóż­ka, usia­dła bli­sko tego mło­de­go czło­wie­ka i deli­kat­nie, z czu­ło­ścią przy­tu­li­ła go do sie­bie. Nie powie­dzia­ła żad­ne­go sło­wa, nie było nawet potrzeb­ne. To przy­tu­le­nie było uobec­nie­niem miło­ści Boga. I wte­dy powo­li ten mło­dzie­niec się uspokoił.

Ks. Bar­ry opo­wia­dał też o innej sio­strze, któ­ra posłu­gi­wa­ła w pew­nej dziel­ni­cy w Nowym Yor­ku, któ­ra wła­ści­wie była takim współ­cze­snym get­tem, slum­sem, gdzie ludzi żyją na gra­ni­cy ubó­stwa i god­no­ści ludz­kiej. Ta sio­stra wie­le tam zro­bić nie mogła, nie mia­ła żad­ne­go pro­gra­mu dusz­pa­ster­skie­go, ale sta­ra­ła się dostrze­gać obec­ne­go w tych ludziach i w ich bie­dzie cier­pią­ce­go Chry­stu­sa. Nazy­wa­ła swo­je apo­stol­stwo w tym miej­scu „apo­stol­stwem obec­no­ści”, ponie­waż poprzez swo­ją pro­stą, pokor­ną obec­ność, poprzez przy­kład ludz­kiej, wyro­zu­mia­łej i miło­sier­nej posta­wy wobec nich, „mówi­ła” wię­cej i komu­ni­ko­wa­ła może bar­dziej sku­tecz­nie, że Bóg ich kocha, że jest z nimi.

Z tych i innych róż­nych przy­kła­dów widzi­my, że jest jesz­cze dużo do zro­bie­nia we współ­cze­snym świe­cie i nie musi­my nigdzie dale­ko wyjeż­dżać, nie musi­my mieć wiel­kich pla­nów i pro­jek­tów apo­stol­skich, wystar­czy, że roz­gląd­nie­my się doko­ła sie­bie i usły­szy­my to woła­nie krwi, na któ­re, jako ludzie żyją­cy ducho­wo­ścią Krwi Chry­stu­sa, powin­ni­śmy odpo­wie­dzieć. Wystar­czy choć­by pod­jąć owe „apo­stol­stwo obec­no­ści”, któ­re, wbrew pozo­rom, może dużo dobre­go zdzia­łać w dzi­siej­szym świe­cie, tak ego­istycz­nym, tak mate­ria­li­stycz­nie nasta­wio­nym, tak depre­cjo­nu­ją­cym i zanie­dbu­ją­cym ludz­ką god­ność i pod­sta­wo­we potrze­by współ­cze­sne­go czło­wie­ka. Powin­ni­śmy sta­wiać sobie pyta­nia: „Gdzie sły­szy­my „krzyk krwi” w naszej szcze­gól­nej sytu­acji lub w naszym kon­tek­ście spo­łecz­nym i kul­tu­ro­wym?” „W jaki spo­sób może­my odpo­wie­dzieć na to woła­nie krwi w naszej posłu­dze?” Te pyta­nia powin­ny nam towa­rzy­szyć, kie­dy zasta­na­wia­my się nad naszym apostolstwem.

Ks. Daniel Mokwa CPPS
Mode­ra­tor Kra­jo­wy Wspól­no­ty Krwi Chrystusa