JAN MERLINI W ODNIESIENIU DO MARII DE MATTIAS — kon­fe­ren­cję wygło­si­ła s. Tere­sa Jasz­czy­szyn na reko­lek­cjach dla rodzi­ny Krwi Chrystusa 

Teraz,  po przy­by­ciu Jana Mer­li­nie­go do Val­le­cor­sa, pomię­dzy sta­ły­mi słu­cha­cza­mi jest Maria De Mat­tias. Od momen­tu wysłu­cha­nia pierw­szych kazań wiel­ko­post­nych, zro­zu­mia­ła, że sło­wa wypo­wia­da­ne przez ks. Jana Mer­li­nie­go doty­czy­ły wła­śnie jej, poczu­ła, ze mówił wła­śnie do niej, a to dla­te­go, że miał bar­dzo jasne myśli, nad­zwy­czaj­ny pokój, któ­ry z nie­go ema­no­wał oraz asce­tycz­ne oblicze.

s. Tere­sa — Ado­ra­tor­ka Krwi Chrystusa

Mer­li­ni miał nie­bie­skie oczy i rude wło­sy. Dla wszyst­kich był Czer­wo­ną Gło­wą, a dla ogó­łu został ido­lem. Val­le­cor­sia­nie bar­dzo go polu­bi­li. Maria zasta­na­wia­ła się, czy to jego popu­lar­ność cią­gnie ją do nie­go, czy szu­ka w nim swo­jej dro­gi do Boga. Uczest­ni­cząc już w reko­lek­cjach przez 20 dni, nie wytrzy­ma­ła napię­cia, jakie w niej rosło i zde­cy­do­wa­ła się na roz­mo­wę, po któ­rej poczu­ła się jak nowo naro­dzo­na, poczu­ła jak­by wiel­ki  cię­żar spadł jej z ramion, znaj­do­wa­ła uspo­ko­je­nie duszy. Wte­dy zro­zu­mia­ła, dla­cze­go ludzie tak lgną do niego.

Mer­li­ni miał ogrom­ną wolę wysłu­cha­nia Marii, nie prze­ry­wał jej, słu­chał jej z wiel­kim wyczu­ciem. Prze­ko­ny­wał się, że jest ona dobrym mate­ria­łem na przy­szłą zało­ży­ciel­kę Ado­ra­to­rek Prze­naj­droż­szej Krwi. Zoba­czył też, że Maria potrze­bo­wa­ła kie­row­nic­twa.  Kie­dy popro­si­ła go, by pro­wa­dził ją dalej, w pierw­szej chwi­li, powie­dział, że Czci­god­ny Ojciec Kasper  Del Bufa­lo zabro­nił mu bra­nia takich zobo­wią­zań ze wzglę­du na nawał obo­wiąz­ków. A Mer­li­ni chciał być posłusz­ny. To go zawsze cha­rak­te­ry­zo­wa­ło. Jed­nak widząc w niej wiel­kie pokła­dy dobra i wiel­kie pra­gnie­nie słu­że­nia Bogu, gło­sze­nia chwa­ły czci Krwi Prze­naj­droż­szej, za zgo­dą Kaspra oto­czył ją opie­ką ducho­wą, któ­ra trwa­ła ponad 41 lat.  Po latach wspo­mi­na: „Czci­god­ny (św. Kasper) powie­dział mi, żebym nie brał kie­row­nic­twa ducho­we­go innych osób, bo mam dużo do zro­bie­nia, ale mówiąc o niej, powie­dział mi tak­że, żebym kontynuował”.

Zobacz­my, co sam Mer­li­ni pisze na ten temat w opra­co­wa­nym przez sie­bie życio­ry­sie Marii De Mat­tias: „Był rok 1824, kie­dy Czci­god­ny del Bufa­lo wysłał do Val­le­cor­sa Misjo­na­rza, ks. Jana Mer­li­nie­go, aby wygło­sił Reko­lek­cje Wiel­ko­post­ne. Słu­żeb­ni­ca Boża przy­cho­dzi­ła na kaza­nia i wszyst­ko, co mówił, przyj­mo­wa­ła do sie­bie. Od cza­su do cza­su odczu­wa­ła sil­ny bodziec, by iść do nie­go i pora­dzić się w swo­ich pro­ble­mach wewnętrz­nych. (…) Waha­jąc się pra­wie przez dwa­dzie­ścia dni, osta­tecz­nie zde­cy­do­wa­ła się na spo­tka­nie z Misjo­na­rzem. Po tak dłu­gim ocze­ki­wa­niu nie krę­po­wa­ła się otwo­rzyć przed nim ser­ca. Zorien­to­wa­ła się, że potrze­ba jej kie­row­nic­twa i pod­da­jąc się mu, pod wpły­wem jego słów uspo­ko­iła się, jak­by usły­sza­ła je od same­go Boga. Była w tym zaufa­niu tak wytrwa­ła, że – jak mówi­ła – gdy­by nawet sam Anioł dora­dzał jej coś prze­ciw­ne­go, niż to co mówił jej kie­row­nik, nie uwie­rzy­ła­by mu. Sam Bóg prze­cież dał go jej, aby pozna­ła Jego wolę. Mówi­ła jesz­cze póź­niej, że była pew­na, że otrzy­ma­ła go od Boga, ponie­waż przez nie­go doświad­cza­ła zawsze cier­ni, gwoź­dzi i krzyży”.

Jan Mer­li­ni był prze­ko­na­ny, że sta­nę­ła przed nim dziew­czy­na o wiel­kich walo­rach. On gło­sił Jezu­sa Ukrzy­żo­wa­ne­go dla nasze­go zba­wie­nia, ona mia­ła wiel­kie pra­gnie­nie, by Krew Chry­stu­sa nie była prze­le­wa­na nadaremnie.

Od tego cza­su, Mer­li­ni stał na stra­ży zasia­ne­go w ser­cu Marii ziar­na powo­ła­nia do życia na chwa­łę Boskiej Krwi. Dbał, by ono wzra­sta­ło i przy­no­si­ło obfi­ty plon. Czy­nił to w spo­sób mądry, ojcow­ski i bar­dzo wyma­ga­ją­cy aż do sierp­nia 1866 roku, kie­dy Bóg wezwał Marię do siebie.

Mer­li­ni miał na ser­cu powsta­nie nowe­go Zgro­ma­dze­nia Ado­ra­to­rek Prze­naj­droż­szej Krwi. Pierw­szy raz bez­po­śred­nio mówi o tym  oko­ło roku 1830, w związ­ku z pla­no­wa­nym otwar­ciem szko­ły w Nor­cia. Ten temat był poru­sza­ny wcze­śniej, wska­zu­jąc na rolę Kaspra. Mer­li­ni rów­nież  miał dość pre­cy­zyj­ną ideę doty­czą­cą Marii De Mat­tias: widzi wystar­cza­ją­ce racje do tego, aby zre­ali­zo­wać to, do cze­go Bóg powo­łu­je swo­ją słu­żeb­ni­cę i zało­żyć Insty­tut pod nazwą Ado­ra­to­rek Prze­naj­droż­szej Krwi”.

Jed­nak, jak potem sam zauwa­ża: „nie było to miej­sce wyzna­czo­ne przez Boga na koleb­kę nowe­go insty­tu­tu i nie był to czas prze­wi­dzia­ny przez Boga”. Tek­sty te wyraź­nie świad­czą, że Mer­li­ni miał jasną wizję i for­mo­wał Marię na zało­ży­ciel­kę. Przy­go­to­wy­wał ją do tego naj­pierw poprzez mądre roz­po­czę­cie dro­gi. Pole­cił, by w okre­sie Wiel­kie­go Postu (w 1825 r. ) Maria zaj­mo­wa­ła się gru­pą Córek Maryi.  Gro­ma­dzi­ła je w swo­im domu. Swo­imi doświad­cze­nia­mi zdo­by­ty­mi pod kie­run­kiem ks. Mer­li­nie­go dzie­li­ła się rów­nież z rówieśniczkami.

Maria z nie­cier­pli­wo­ścią ocze­ki­wa­ła na ukoń­cze­nie domu misyj­ne­go, któ­ry budo­wał Jan Mer­li­ni wraz z miesz­kań­ca­mi Val­le­cor­sa. Mer­li­ni oka­zał się wiel­kim budow­ni­czym, archi­tek­tem, miał wszyst­ko prze­my­śla­ne, moż­na powie­dzieć, apte­kar­sko. Miał zaska­ku­ją­cą nad­zwy­czaj­ną umie­jęt­ność orga­ni­za­cji i dyna­mi­zmu. Nicze­go nie pozo­sta­wiał przy­pad­ko­wi. Wystar­czy­ło iść tyl­ko za wolą Bożą. Tak wspo­mi­na roz­po­czę­cie budo­wy domu misyj­ne­go w Val­le­cor­sa: „Rano, na głos dzwo­nu gro­ma­dzi­ło się trzy­sta, czte­ry­sta a nawet pięć­set kobiet i pew­na licz­ba męż­czyzn, po to, aby iść w górę i stam­tąd przy­no­sić drze­wo na budo­wę. Czy­ni­li to śpie­wa­jąc i odma­wia­jąc róża­niec. Wystar­czy­ło sło­wo, wie­czor­ne ogło­sze­nie godzi­ny roz­po­czę­cia pra­cy rano, a rano wystar­czy­ło, że przy­był misjo­narz goto­wy do kie­ro­wa­nia pra­ca­mi”. W kil­ka dni misjo­narz stał się popu­lar­ny. Rano była pra­ca, wie­czo­rem nauki wiel­ko­post­ne. Maria De Mat­tias rów­nież włą­czy­ła się w pra­cę i nie­kie­dy nosi­ła kamie­nie więk­sze niż pozwa­la­ły jej na to jej siły. Jej prze­sa­da w tym,  wyni­ka­ła z chę­ci wewnętrz­ne­go wyzwo­le­nia się. Ks. Mer­li­ni poma­gał jej, hamu­jąc  zbyt­ni entu­zjazm. W  ten spo­sób wyko­rzy­sty­wał oka­zje, aby pomóc jej roz­wa­żyć cno­tę umiar­ko­wa­nia. Mówił jej: „ Nigdy nie nale­ży pra­co­wać ponad siły. Nie moż­na zmu­szać Pana Boga do czy­nie­nia cudów. Siły jakich nam udzie­la są mia­rą tego, cze­go On  chce od nas. Czas, któ­re­go nam udzie­la, jest cza­sem, któ­re­go chce nam uży­czyć. Nikt nie może dać Bogu 25 godzin na dobę. Łudze­nie się, że jest to moż­li­we i upie­ra­nie się przy tym, jest błę­dem. Doba ma 24 godziny!”.

 Potem, nie­jed­no­krot­nie,  już jako Zało­ży­ciel­ce przy­po­mi­nał jej o tym.  Sam odwdzię­czył się  póź­niej za jej pra­cę przy budo­wie kościo­ła N.M.P. Nie­po­ka­la­nej w Acuto.

 Maria mogła osta­tecz­nie zre­ali­zo­wać plan Boży, kie­dy uda­ła się do Acu­to,  odpo­wia­da­jąc na zapro­sze­nie bpa Lais do otwar­cia tam szko­ły dla dziew­cząt. Wspo­mnia­ny wcze­śniej list do bisku­pa zawie­ra kon­kret­ny plan, do któ­re­go przy­go­to­wy­wał ją Mer­li­ni. W liście jest wyraź­ne odnie­sie­nie do Arty­ku­łów Fun­da­men­tal­nych Alber­ti­nie­go i Kaspra. Dla­te­go moż­na śmia­ło przy­pusz­czać, że  Mer­li­ni podyk­to­wał jej ten list. Zresz­tą czy­nił to nie­jed­no­krot­nie, tak­że w póź­niej­szym cza­sie. On spraw­dzał listy, któ­re ona pisa­ła do dostoj­ni­ków kościel­nych i oso­bi­ście nano­sił popraw­ki. Czę­sto też pouczał ja, jak się coś pisze.

Jan Mer­li­ni żywo inte­re­so­wał się fun­da­cją w Acu­to. Spraw­dzał, czy jest tam zabez­pie­cze­nie finan­so­we, wysłał wcze­śniej Miche­le De Mat­tias, bra­ta Marii, aby spraw­dził, czy wszyst­ko jest odpo­wied­nio przy­go­to­wa­ne. Mer­li­ni opi­sze ten począ­tek po 35 latach. Tak pisze w życio­ry­sie Marii De Mat­tias: „Przed nowen­ną do św. Fran­cisz­ka Ksa­we­re­go, Patro­na nowe­go Insty­tu­tu, dzień 4 mar­ca 1934 r. daje począ­tek dzie­łu Boga. Był to dzień naro­dze­nia się Ado­ra­to­rek Prze­naj­droż­szej Krwi (…). Były tyl­ko trzy pomiesz­cze­nia, drew­nia­ne scho­dy i podar­ty papie­ro­wy obraz na ścia­nie, kil­ka mebli oraz niskie wyna­gro­dze­nie rocz­ne – sześć­dzie­siąt sku­dów. To wszyst­ko two­rzy­ło kapi­tał nowe­go Insty­tu­tu. Wszyst­ko oddy­cha­ło ubó­stwem i nędzą”.

Maria mia­ła 29 lat. Wie­dzia­ła, że dzie­ło któ­re roz­po­czy­na­ła na chwa­łę Boskiej Krwi nie będzie łatwe. Ale czyż oblu­bie­ni­ca Ukrzy­żo­wa­ne­go może mieć inne życie niż jej Oblu­bie­niec? W pierw­szych latach fun­da­cji Acu­to, Mer­li­ni towa­rzy­szył Marii bar­dzo dys­kret­nie. Listy kie­ro­wa­ne do sie­bie, uka­zu­ją ich sta­ra­nia, aby wszyst­ko było zgod­ne z zamy­słem Boga. Kore­spon­den­cja doty­czy­ła sty­lu życia i dzia­łal­no­ści apo­stol­skiej, modli­twy, wspól­no­ty, życia ducho­we­go, for­ma­cji, struk­tur oraz zwy­kłych pro­ble­mów dnia codzien­ne­go, jak wyzna­cze­nia tra­sy, któ­rą nale­ży prze­być dla zakła­da­nia nowych domów, środ­ków pie­nięż­nych, osób dla nowych fun­da­cji. Mer­li­ni nie podej­mo­wał decy­zji za Marię, ale słu­chał, uczył ją roze­zna­wać, pochwa­lał dobre decy­zje. Czę­sto powta­rzał takie wyra­że­nia: „przed­sta­wiam sio­strze spra­wę; roz­wa­żyć, czy idzie dobrze; kie­ruj się; roz­waż spra­wę u stóp Ukrzy­żo­wa­ne­go; odpo­wie­dzia­łaś bar­dzo dobrze; roz­wiąż tak, jak uwa­żasz, że będzie lepiej; jakie są two­je odczu­cia odno­śnie tego? Chciał­bym je poznać; sio­stra niech się modli i przed­sta­wi mi dokład­nie swo­je myśli”.

W jej listach widzi­my sta­łe poszu­ki­wa­nie woli Bożej w codzien­nych wyda­rze­niach. A listy Mer­li­nie­go do Marii De Mat­tias zachę­ca­ją ją do roze­zna­wa­nia woli Bożej przed pod­ję­ciem jakie­go­kol­wiek decy­zji. Mer­li­ni czę­sto pytał: „Powie­dzia­no mi, …czy to praw­da? Mer­li­ni nigdy nie lubił eks­tra­wa­gan­cji i wal­czył z nią. Mamy tego przy­kład w liście 14, kie­dy pyta  Marię De Mat­tias: „Powie­dzia­no mi, że gło­si­łaś kaza­nia w szko­le, gdzie uczą się mło­de kobie­ty. Czy to praw­da? Myślę, że to było jakieś nie­po­ro­zu­mie­nie”. Cho­ciaż wie­my, że Maria De Mat­tias gło­si­ła kaza­nia, to naśla­do­wa­nie for­my dzia­ła­nia Misjo­na­rzy nie było wła­ści­we. „Two­je posty i poku­ty win­ny iść tak dale­ko, jak na to pozwa­la życie codzien­ne”. „Myśl o Insty­tu­cie nie o takim, jakim jest teraz, ale o takim, jaki będzie w przy­szło­ści; nie ogra­ni­czaj się do Acu­to, sta­raj się myśleć  sze­ro­ko. Ludzie i warun­ki nie wszę­dzie są takie same, mogą się róż­nić. Roz­wa­żaj Regu­łę, wyobra­ża­jąc sobie, że wszę­dzie macie domy. Roz­wiń tę myśl tak dale­ko, jak tyl­ko możesz”. Jan Mer­li­ni zawsze doda­wał jej odwa­gi, zapew­nia­jąc ją o swo­im wspar­ciu, zachę­ca­jąc, aby doko­ny­wa­ła roze­zna­nia, wszę­dzie tam, gdzie uzna to za koniecz­ne. Listy Mer­li­nie­go do Maryi są wspa­nia­łym arcy­dzie­łem rów­no­wa­gi opar­tej na zasa­dzie, według któ­rej ludz­kość har­tu­je się wte­dy, kie­dy żyje Ewan­ge­lią w codzien­no­ści. Ona zło­żo­na jest z poje­dyn­czych chwil, z dobre­go wyko­rzy­sta­nia cza­su, poświę­co­ne­go w dobrym wypeł­nia­niu swo­ich obowiązków.

Maria pod­da­je  oce­nie Mer­li­nie­go pierw­szą Regu­łę z 1838 roku. Nie ma w niej peł­ne­go włą­cze­nia Arty­ku­łów Fun­da­men­tal­nych. Regu­ła jasno przed­sta­wia toż­sa­mość cha­ry­zma­tycz­ną nowe­go Zgro­ma­dze­nia, któ­rą naj­le­piej odda­ją sło­wa: „Nasza nazwa Ado­ra­tor­ki Boskiej Krwi, przy­po­mi­na nam, że musi­my być goto­we oddać tak­że nasze życie, aby przez wszyst­kich była uwiel­bia­na i bło­go­sła­wio­na ta Boska Krew i aby każ­dy sko­rzy­stał z niej dla wła­sne­go zba­wie­nia. Sta­raj­my się, na ile to jest moż­li­we, z pomo­cą łaski Bożej o uświę­ce­nie nasze i innych. Dla­te­go niech nam leżą na ser­cu świę­te cno­ty, a szcze­gól­nie miłość i pokora”.

Mer­li­ni przej­rzał Regu­łę i dora­dził, aby Maria posze­rzy­ła kom­pe­ten­cje Kon­gre­su wspól­no­ty, zwłasz­cza w spra­wach doty­czą­cych ekonomii.

W listach Mer­li­ni kła­dzie duży nacisk, aby w podej­mo­wa­niu decy­zji Maria wysłu­chi­wa­ła sióstr: „wysłu­chaj tak­że two­je towa­rzysz­ki” – to pole­ce­nie, któ­re powta­rza się czę­sto. W tym co doty­czy roli prze­wod­nicz­ki pisze: „Pro­wadź wszyst­kie do miło­ści” oraz, że wszyst­ko, co nale­ży prze­strze­gać, niech nie będzie „z obo­wiąz­ku, ale z miłości”.

Jan Mer­li­ni i Maria De Mat­tias współ­pra­cu­ją ze sobą, uzu­peł­nia­jąc się wza­jem­nie, bez jakiej­kol­wiek domi­na­cji jed­no nad dru­gim. Mer­li­ni postrze­ga i doce­nia jako męż­czy­zna typo­we kobie­ce cechy Marii De Mat­tias, czy­li czu­łość, wraż­li­wość i cier­pli­wość, a dla niej z kolei waż­ne są te aspek­ty, któ­re on repre­zen­tu­je jako męż­czy­zna: siła fizycz­na i moral­na, racjo­nal­ność w podej­mo­wa­niu decy­zji i porzą­dek.  Mer­li­ni był czę­sto impul­syw­ny i musiał dużo pra­co­wać nad swo­im cha­rak­te­rem. Na przy­kład w liście 207 mówi o dziew­czy­nie, któ­ra zosta­ła usu­nię­ta z domu sióstr w Rio­fred­do. Po tym zda­rze­niu jeden z bra­ci kapu­cy­nów napi­sał do nie­go dwa razy, pro­sząc go, aby zro­bił wszyst­ko, co w jego mocy, by ją przy­jąć z powro­tem. Naj­wy­raź­niej nie wie­dział, że Zało­ży­ciel­ka Zgro­ma­dze­nia Ado­ra­to­rek Maria De Mat­tias wszyst­kie decy­zje kon­sul­to­wa­ła już z nim. To go naj­wy­raź­niej zde­ner­wo­wa­ło i jego reak­cja była napraw­dę ostra: „Nie odpo­wiem mu i każę sekre­ta­rzo­wi kapu­cy­nów powie­dzieć temu bra­tu, żeby nie mie­szał się w to, co do nie­go nie nale­ży. Ty tak­że nie odpo­wia­daj i uwa­żaj, aby nie przy­jąć jej ponow­nie do jakich­kol­wiek obo­wiąz­ków”.  Nie­raz zdra­dzał się, jak radzi sobie z ner­wo­wo­ścią, kie­dy w to nocy budził się z jej powo­du. Wsta­wał, zapa­lał lam­pę, otwie­rał okno, by zaczerp­nąć świe­że­go powie­trza, prze­my­wał czo­ło i  skroń wodą (por. L. 241). Takie sytu­acje zda­rza­ły mu się rzad­ko, ale poka­zu­ją, że musiał wie­le pra­co­wać nad tym, by upo­rząd­ko­wać swo­ją gwał­tow­ną natu­rę i nie dać się zdo­mi­no­wać poryw­czo­ści. Powód tego dobrze wyja­śnia ks. Gen­na­ro Cespi­tes, któ­ry mówi: „Mer­li­ni jest oso­bą, któ­ra wyko­na­ła tak wie­le pra­cy nad sobą, że sta­je się uoso­bie­niem łagod­no­ści, cier­pli­wo­ści i wyro­zu­mia­ło­ści; jest oso­bą, któ­ra nawet w nie­po­ro­zu­mie­niach nie pod­no­si gło­su, ani nie odma­wia dia­lo­gu, uzna­jąc komu­ni­ka­cję za regu­łę swo­je­go życia i pra­cy, to zna­czy słu­cha­nie dru­gie­go, wymia­na myśli, komu­ni­ko­wa­nie swo­ich poglą­dów, w szcze­rym wysił­ku wspól­ne­go poszu­ki­wa­nia woli Bożej”. To jest sekret tego, jak spra­wić, by zwy­czaj­ność sta­ła się nie­zwy­kła: cho­dzi o pra­cę nad sobą, by prze­zwy­cię­żyć swo­je sła­bo­ści i niedoskonałości.

Kie­dy Maria prze­ja­wia­ła swo­ją skru­pu­lat­ność, Mer­li­ni dora­dzał jej: Uni­kaj skru­pu­łów i sta­wiaj im męż­nie czo­ła. „Czy sio­stra nie zauwa­ża, że sza­tan chce cię zdo­być? Odrzu­caj nie­po­ko­je i ucie­kaj się do dobra. Nie jest praw­dą, że są w sio­strze zna­ki opusz­cze­nia przez Boga. Prze­ciw­nie, jest wie­le oznak o prze­zna­cza­niu do cze­goś wię­cej. Bóg pra­gnie two­jej świę­to­ści i dla­te­go dopusz­cza, aby sza­tan kusił i zawra­cał gło­wę tym, cze­go nie ma. Odrzu­caj sza­ta­na i dla upo­ko­rze­nia go, odpo­wiedź mu: ‘tak, praw­dą jest, że jestem nędz­na, ale Bóg posłu­gu­je się mną dla wyko­na­nia swo­je­go dzie­ła i za to niech będzie uwiel­bio­ny. Czy­nię to, co potra­fię. Bóg uczy­ni resz­tę i podob­ne rzeczy’”.

Kie­dy Maria powie jesz­cze: „Dusza moja idzie szu­ka­jąc Jezu­sa. Gdzie On jest? (M.DM. L.469).

 Jan odpo­wie: „Jeśli dusza nie znaj­dzie Jezu­sa, to wystar­czy, że będzie z Jezu­sem. Kto znaj­du­je się w ciem­nym pomiesz­cze­niu, ten nie widzi swo­je­go towa­rzy­sza, ale wie, że tam jest i to wystar­cza, by nie odczu­wał lęku. Zasto­suj to” (L. 179).

Kie­dy Maria się nie oszczę­dza, daje jej rady: Sio­stra musi trosz­czyć się o dobro ogól­ne, a wiek, dole­gli­wo­ści itd., nie pozwa­la­ją na duże wysił­ki. Czu­ję jesz­cze, że sio­stra źle wyglą­da, że pra­wie nic nie je. Niech będzie uważ­niej­sza. Pole­cam, aby sio­stra wię­cej jadła, aby rzą­dzić,  i uży­wa­ła tro­chę kawy, przy­naj­mniej zbo­żo­wej. Jedz wię­cej. Sła­bość przy­cho­dzi z powo­du bra­ku poży­wie­nia, a nie­je­dze­nie nie jest wła­ści­we dla sio­stry. Kie­dy bie­rze posi­łek, niech nie pozo­sta­je w prze­mo­czo­nym ubra­niu. Niech się nie mar­nu­je w ogro­dzie”. itd. Widzi­my tu wiel­ką tro­skę Mer­li­nie­go o Marię De Mat­tias, w tych nawet przy­ziem­nych rzeczach.

Jego ewan­ge­licz­na wraż­li­wość widocz­na w roze­zna­niach,  prze­ło­ży­ła się na kon­kret­ne wybo­ry, któ­rych Maria De Mat­tias sta­ra­ła się doko­ny­wać: „Spraw­dzaj, czy zakon­ni­ce w szko­łach cho­ru­ją z powo­du bra­ku wygo­dy, nie­szczę­ścia w domu lub nie­do­sta­tecz­nych środ­ków do życia. Jeśli wiesz, jaka jest praw­dzi­wa przy­czy­na, spró­buj jej zara­dzić, jeśli możesz; ina­czej zosta­niesz z trzy­dzie­sto­ma lub czter­dzie­sto­ma oso­ba­mi prze­wle­kle nie­spraw­ny­mi, któ­ry­mi nie możesz się już posłu­żyć. A dokąd póź­niej je skie­ru­jesz? Roz­trop­no­ścią jest widzieć, dostrze­gać. Dopó­ki wszyst­kie były mło­dy­mi dziew­czy­na­mi, było dobrze. Teraz musi­my być ostroż­ni”. Widzi­my jak bar­dzo był prak­tycz­ny i realistyczny.

Był prze­ko­na­ny o świę­to­ści MDM, dla­te­go po jej śmier­ci zle­cił sio­strom spi­sa­nie świa­dectw o życiu. Posłu­ży­ły one póź­niej do pro­ce­su ogło­sze­nia jej świętą.

Pod koniec kie­row­nik ducho­wy Marii De Mat­tias był prze­ko­na­ny, że łaska dopro­wa­dzi­ła ją do roz­mia­rów świę­to­ści. Pozwa­la­ła się jej prze­nik­nąć: „Jej imię jest zapi­sa­ne w księ­dze życia Krwią Boże­go Baran­ka” (147 ); bar­dziej bez­po­śred­nio mówi o tym w mowie pogrze­bo­wej: „Maria De Mat­tias nie umar­ła. Ona żyje i żyć będzie na wie­ki w spo­łecz­no­ści spra­wie­dli­wych w kró­le­stwie szczę­śli­wo­ści, zwy­cięż­czy­ni świa­ta aż po śmier­ci. Ona żyje i żyć będzie w ludz­kiej pamię­ci i jak sobie tego życzy żyć będzie w księ­gach Kościo­ła. Ona żyje i żyć będzie na wie­ki, ponie­waż Bóg pra­gnął ją całą dla sie­bie i ponie­waż ona cała chcia­ła nale­żeć do Boga”.

Jan Mer­li­ni wie­le otrzy­mał od Marii De Mat­tias i odwrot­nie. Po Kasprze Del Bufa­lo, oso­bą, któ­ra naj­bar­dziej wpły­nę­ła na ks. Jana, była Maria De Mat­tias. Śmierć Zało­ży­cie­la zasta­ła ks. Jana przy pra­cy nad wyra­bia­niem wła­snej oso­bo­wo­ści, nad łago­dze­niem wła­snych cech. Bowiem, ks. Jan był prze­ko­na­ny, że kapłan, zanim podej­mie się pro­wa­dze­nia jakiejś duszy do świę­to­ści, sam wpierw musi zdo­być świętość.

Kie­row­nic­two, któ­re on wyko­nu­je w sto­sun­ku do Marii, w kon­se­kwen­cji jest cią­głym bodź­cem dla nie­go same­go. Wpływ Marii na jej kie­row­ni­ka nie ogra­ni­cza się tyl­ko do tego aspek­tu. Nie będąc świa­do­ma tego, oddzia­łu­je ona tak­że na psy­chi­kę suro­we­go nauczy­cie­la. On dzię­ki niej prze­kształ­ca się przede wszyst­kim z „syna” kano­ni­ka del Bufa­lo w „ojca” naj­po­kor­niej­szej cór­ki Marii. Poza tym, od tej dziew­czy­ny „będą­cej całą ser­cem”, kapłan, któ­ry kie­ru­je się „cały roz­sąd­kiem”, uczy się cie­pła i entu­zja­zmu w gor­li­wo­ści. Zapo­ży­cza ognia,  któ­ry przy­spie­sza cuda tej miło­ści, któ­ra zdol­na jest wyprze­dzić cza­sy, dzia­łać bez zbyt­nie­go rozu­mo­wa­nia. Wzrost jest wza­jem­ny, a tak­że jest wspa­nia­łym przy­kła­dem, jak świę­ta przy­jaźń może stwo­rzyć dwóch świętych.

Jan Mer­li­ni na dzień dzi­siej­szy jest Słu­gą Bożym. Jego pro­ces beaty­fi­ka­cyj­ny zmie­rza ku zakoń­cze­niu. Postu­la­tor­ką Pro­ce­su beaty­fi­ka­cyj­ne­go jest s. Nic­la Spez­za­ti, Ado­ra­tor­ka Krwi Chry­stu­sa, a Vice Postu­la­to­rem Ks. Ema­nu­ele Lupi, Gene­rał Misjo­na­rzy Krwi Chrystusa.

O życiu Ks. Jana Mer­li­nie­go pisze w swo­ich wier­szach Jan Muraw­ski z Toru­nia. W związ­ku ze spo­dzie­wa­ną beaty­fi­ka­cją – cze­ka­ją na wydanie.

Wcze­śniej zosta­ły wyda­ne jego wier­sze o św. Kasprze del Bufa­lo i o św. Marii De Mattias.

Czę­sto­cho­wa, 30.08.2023
s. Tere­sa Jasz­czy­szyn
Ado­ra­tor­ka Krwi Chrystusa