Rekolekcje weekendowe/skupienie w DŚK — luty 2023
Dla Animatorów Diecezjalnych z Radą Podregionu rekolekcje weekendowe tak zwane skupienie rozpoczęło się, jak zawsze w piątek, ale już po raz drugi o godz. 15:00.
Zostały poruszone różne sprawy, z którymi borykają się animatorzy szczególnie sprawy dotyczące grup i wiele innych spraw wynikających z funkcjonowaniem Wspólnoty.



Zostały wyznaczone przez poszczególne diecezje dyżury do Eucharystii: pieśni i czytania liturgiczne, do prowadzenia modlitwy brewiarzowej (nieszpory i jutrznia), jak również losowanie godzin adoracji pokojami, a nie jak dotychczas poszczególnymi osobami, co usprawniło całościową organizację.





Konferencje: wstępna – przypominająca przebieg spotkania w grupie, który jakby niebyło ciągle kuleje.
Konferencja tematyczna przypadająca na miesiąc styczeń i luty: „Służba bliźniemu na wzór Chrystusa” i „Zasady tworzenia jedności”
oraz Godzina pytań i rekreacja




Jak zawsze były spotkania w grupach z rozważaniem Słowa Bożego i wymianie doświadczeń ze Słowa Życia — spotkania z Jezusem, który jest obecny w Słowie Bożym. Fragment Ewangelii Łk, 17,7–10 „Służyć z pokorą”




Eucharystia z modlitwą o uzdrowienie duszy i ciała z sakramentem chorych i błogosławieństwem Najświętszym Sakramentem. Ten szczególny dzień mogliśmy przeżyć na naszym skupieniu osobiście i wspólnotowo.





W sobotę po raz pierwszy odbyło się spotkanie z Radą Podregionu, Animatorów Parafialnych, którzy pełnią bardzo ważną rolę we Wspólnocie na terenie parafii.


Całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu, gdzie w tym dość wypełnionym programie można było spokojnie, w ciszy pobyć z Jezusem i podzielić się z Nim swoimi troskami i radościami a zarazem uwielbiając i dziękując za Jego przeogromną miłość…
Na zakończenie Niedzielna Eucharystia ze szczególnym udziałem Diecezji Opolskiej.




zdjęcia od Basi KLIKNIJ TU i zdjęcia i filmiki od Kasi KLIKNIJ TU
Świadectwa i refleksje ze skupienia:
„… a potem ty będziesz jadł i pił”.
Kolejne skupienie w Domu Świętego Kaspra w Częstochowie. Ten sam harmonogram, a jakże inny pobyt.
Nie mogłem się doczekać na dni skupienia we Wspólnocie. Minęło kilka miesięcy, a dokładnie trzy a ja czekałem z coraz większą radością na myśl o kolejnych rekolekcjach. Przecież wcześniej, przez ponad 30 lat jakoś mnie nie ciągnęło tak bardzo do Częstochowy (a nawet wcale). Gdy jednak otworzysz swoje serce na łaskę Boga i pozwolisz Jezusowi, aby w nim zamieszkał, zaczynają się dziać rzeczy cudowne i radosne. Tym razem nie musiałem już powtarzać w myślach „bądź ze mną i we mnie mój Panie”. Gdy tylko skieruję myśli do Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego od razu mam uśmiech na twarzy, bo wiem, że są ze mną. Mało tego – nie tylko Trójca, ale cała Święta Rodzina i wielu innych świętych. Zdawać by się mogło, że to niemożliwe, żeby całe Niebo pomieściło się w moim sercu – a jednak – to cudowne, ale to przecież dla Boga Ojca, żaden wysiłek, żeby w małym pomiętym sercu zmieścić całe Niebo. Ale od początku. Oczywiście rezerwacja miejsca na rekolekcje i biletów na pociąg przebiegła płynnie i bez zakłóceń. Ba – znalazłem nawet lepsze połączenie z Mielca do Częstochowy niż wcześniej. W Domu Misyjnym byłem w piątek już przed 13:00. Dzięki temu miałem wystarczająco czasu, aby spokojnie przywitać się z Matką na Jasnej Górze, spotkać Księdza Ignacego (akurat wchodził do domu z jakimiś kwiatami więc powiedziałem, że nie trzeba mnie aż tak witać – bukietem kwiatów – wystarczy uścisk dłoni). Oczywiście diabeł próbował zamieszać w wyjeździe (podobnie jak przy poprzednich wyjazdach). Tym razem przypomniał mi o niezakończonej przykrej sprawie sprzed 5 lat, która kiedyś wprowadzała mnie w wielki lęk i depresję. Obawiałem się, że nie będę mógł się skupić a przecież jadę na skupienie, że moje myśli będę uciekać gdzieś indziej. Oczywiście nic mu z tego nie wyszło (znaczy się diabłu) – powierzyłem tę sprawę Jezusowi. Spokój wrócił szybko i przez 3 dni cieszyłem się obecnością Kościoła w moim sercu oraz sióstr i braci ze wspólnoty w czasie rekolekcji. Gdy przekroczyłem próg Domu Misyjnego, rzeczywiście poczułem się jak w domu, witając się radośnie z Księdzem Ignacym i innymi uczestnikami Dni Skupienia. Po prostu wstąpiłem w inną czasoprzestrzeń, nie tracąc jednak nic z poczucia rzeczywistości. W sobotę było oczywiście rozważanie Pisma Świętego – fragment Ewangelii Łukasza 17, 7- 10. Moją uwagę przykuły słowa „… a potem ty będziesz jadł i pił”. Jak to zrozumiałem? Dosłownie tak jak brzmi ten fragment – mam pracę do wykonania. To nic, że jestem zmęczony, że rekolekcje to tylko 48 godzin (od wejścia do Domu do wyjścia w drogę powrotną) — co prawda bez intensywnych zajęć praktycznych czy fizycznej pracy, ale wewnętrznie, duchowo, intelektualnie i emocjonalnie bardzo intensywnych, włącznie z nocną adoracją Najświętszego Sakramentu z soboty na niedzielę. Ja mam po prostu robić swoje, a w odpowiednim czasie będzie też odpoczynek regeneracja. I tak było – każda minuta pobytu była sensowna i pożyteczna. Wszystko przebiegało spójnie, w pokoju i radości. Nie zapomniałem o różnych sprawach, trudnościach i tym wszystkim co było tak zwaną szarością życia. Pomimo tych myśli dokładnie spełniały się słowa i obietnice Jezusa, że jeśli przyjdziemy do Niego i Jemu się oddamy to nasze jarzmo i brzemię stanie się też Jego i będzie ono lekkie i słodkie. Nawet zagrożenie, że nie zdążę na pociąg powrotny nie wprawiło mnie w jakąkolwiek irytację (a wiem, że kiedyś w takich sytuacjach przeżywałem duży stres). Zresztą ta, konkretna sytuacja była kolejnym dowodem, że warto powierzać Jezusowi każdą sprawę – nawet tę najbardziej błahą. A było to tak. Zazwyczaj na dworzec w drogę powrotną jechałem taksówką. Tym razem jednak zdecydowałem się wybrać autobusem miejskim, bo siostry ze wspólnoty powiedziały mi o której godzinie będzie autobus i że spokojnie zdążymy razem na nasze pociągi. Na przystanku autobusowym okazało się jednak, że najbliższy autobus będzie 6 minut przed odjazdem mojego pociągu więc na pewno nie zdążę, a zostało do odjazdu tylko 20 minut. Przez myśl przemknęło mi, żebym się nie martwił, bo mój Anioł Stróż dostał od Boga odpowiednie dyspozycje co do tej sprawy. Mam tylko postępować zgodnie z procedurą, która jak jakaś instrukcja obsługi pojawiła się w moich myślach, zgodnie zresztą z otrzymanym Słowem Życia w sobotę, czyli załatw to w taki a taki sposób „… a potem Ty będziesz jadł i pił”). Bezzwłocznie więc zadzwoniłem po taksówką i wróciłem się do Domu Misyjnego (2 minuty na dojście). Wracając zastanowiłem się czy aby zadzwoniłem po dobrą taksówkę? Oczywiście, że nie – pomyliłem numery w telefonie i zadzwoniłem po taksówkę, ale do Tarnowa!!! Szybko zadzwoniłem ponownie, już pod właściwy numer mając świadomość, że szanse na dotarcie na dworzec o czasie maleją z każdą sekundą. W tym momencie zauważyłem, że jakaś pani odwiozła kogoś do pobliskiej szkoły (zaocznej zapewne). Podszedłem więc do auta, zastukałem w szybę i poprosiłem czy może mnie odwieźć na dworzec. Pani nawet nie pytała, a dlaczego, a co ona z tego będzie miała? Nie, żadnych pytań. Powiedziała, że jak najbardziej i żebym się nie martwił, bo dworzec jest blisko i na pewno zdążę (miała niebieskie włosy w lekkim nieładzie i była bardzo miła, gadatliwa /a może to ja gadałem/ i wesoła – może to był mój Anioł Stróż – bo przecież rzadko się spotyka kobiety z niebieskimi /a może nawet anielskimi/ włosami?). Do sióstr, które ze mną wróciły pod Dom powiedziałem szybko, że jak przyjedzie zamówiona taksówka, to niech z niej skorzystają. Gdy dotarłem na dworzec okazało się, że pociąg (IC) ma kilka minut spóźnienia (czyżby go KTOŚ chwilę przytrzymał, żebym nie musiał się za bardzo spieszyć?). Gdy już spokojnie czekałem na wjeżdżający na peron pociąg spod budynku dworca pomachała wesoło jeszcze do mnie Ela życząc miłej podróży. I tak o to niby stresująca sytuacja przeobraziła się w opowiadanie, które jest świadectwem Opatrzności Bożej i że nasi Aniołowie (mojego Anioła Stróża nazwałem Natanael) naprawdę nam pomagają i troszczą się o nas. Gdy już jechałem pociągiem myślami byłem w swoim domu pamiętając, że jeszcze dzisiaj muszę napisać to świadectwo, żeby wysłać do Basi, bo tak jej obiecałem. Zastanawiałem się jak mi pójdzie pisanie, bo jestem trochę zmęczony. Oczywiście i z tym nie było żadnego problemu. Gdy zabrałem się do pisania całe znużenie minęło a ja machnąłem ten tekst jak by mi go ktoś podyktował – bez najmniejszego wysiłku i zastanawiania się o czym by tu napisać, bo „… a potem ty będziesz jadł i pił”. Na koniec jeszcze opowiem krótko o pewnym „przypadku” w czasie tychże dni skupienia. Otóż w sobotę była Msza Święta o uwolnienie i uzdrowienie prowadzona przez Księdza Ignacego, z indywidualnym błogosławieństwem każdego uczestnika Najświętszym Sakramentem. Ponieważ przez wiele lat (30 co najmniej) nie dbałem o swoje zdrowie nabawiłem się wielu dolegliwości (cukrzyca, otyłość, dyskopatia, nadciśnienie, pogorszenie wzroku i słuchu, anemia i różne inne mniej dokuczliwe). Jedną z tych dolegliwości była neuropatia cukrzycowa. Objawiała się ona w postaci piekącego bólu w prawej stopie najczęściej w nocy (praktycznie w każdą) a często też w ciągu dnia oraz ciągłym odczuciem odrętwienia i mrowienia w tej stopie. Ból ten był tak mocny, że w nocy niemożliwe było praktycznie zaśnięcie, a wciągu dnia koncentracja w pracy. Był on odczuwalny zwłaszcza przy najdelikatniejszym dotyku (np. przy zakładaniu skarpet i chodzeniu w klapkach) lub bez konkretnego bodźca zewnętrznego. Przez to często w nocy wstawałem i szwendałem się po domu przez godzinę albo dwie, aż ból nieco ustąpi. Dlaczego piszę, że był? Bo od tej modlitwy dolegliwość ta całkowicie ustąpiła!!!! Od czasu do czasu dotykam tej stopy i sprawdzam i nic – ból ustąpił i nie wraca!!! Modliłem się o odebranie tego bólu od kilku miesięcy, ale w pokorze i bez pretensji, że nie jest mi zabierany, bo przecież mam go niejako na własne życzenie (jak napisałem jest on skutkiem cukrzycy, nad rozwojem której” usilnie pracowałem” przez kilkanaście lat poprzez obżarstwo, opilstwo i lenistwo”). A teraz nic!!! Ani bólu, ani drętwienia i mrowienia. Przypadek? Nie sądzę, zwłaszcza, że takich „przypadków i zbiegów okoliczności” jest bardzo dużo. Ale to są już inne historie.
Błogosławiona Krew Jezusowa …
Paweł Ł.
Wyjeżdżam ubogacona łaską Krwi Chrystusa
Modlę się często, dlaczego mnie tak Boże karzesz…. Nadarzyła się okazja wyjazdu na skupienie. Pojechałam pełna żalu i pytań. Modliłam się w kaplicy gorąco z nadzieją, że Jezus mi odpowie. Potem była konferencja i usłyszałam słowa źle się modlisz: dziękuj kochaj ufaj, a Jezus cię poprowadzi. Zaufałam Jezusowi, a on wziął mnie za rękę jak przyjaciel i wiedzie swoją drogą. Czas pytań nie mija. Zwątpienie wkrada się w serce ale znów pojechałam na skupienie i znów słowami Kapłana otrzymuje odpowiedź. Wyjeżdżam ubogacona łaską Krwi Chrystusa przepełniona Jego słowem silna, radosna i pełna Bożej miłości.
Dziękuję Jezusowi i jestem Jemu wdzięczna, że mogłam uczestniczyć w skupieniu i przeżyć ten piękny Boży czas.
Joanna
Za każdym razem kiedy jestem na Dniach Skupienia w Częstochowie inaczej je przeżywam, ale zawsze dają mi one dużo radości, bo mogę spotkać się z moimi siostrami i braćmi. Każdy z nas ma zawsze jakiś bagaż doświadczeń życiowych, które w swoich świadectwach może nam przedstawić. Wtedy lepiej poznajemy jak żyć Słowem Bożym na co dzień, jak prosić Boga o wskazówkę przy rozwiązywaniu trudnych problemów. Temat tegoroczny Dni Skupień jest o JEDNOŚCI i jest on zawsze na czasie. Tą jedność musimy sami sobie budować zaczynając najpierw od siebie, aby być w jedności ze swoim sumieniem, swoimi najbliższymi i ciągle się nawracać. Ładnie to wszystko nam tłumaczy nasz Moderator ks. Ignacy CPPS. Wszystkie usłyszane słowa powodują we mnie osobistą przemianę. Mogę je zawsze przemyśleć w spokoju jeszcze raz , podczas nocnej adoracji przed Najświętszym Sakramentem i zachować je w swoim sercu. Dzięki temu po każdym przyjeździe do domu odnajduję na nowo siebie i drugiego człowieka, a nade wszystko Boga. Niespodzianką dla wszystkich był w sobotę w Dniu Chorych udzielony przez ks. Ignacego CPPS sakrament namaszczenia chorych oraz błogosławieństwo indywidualne Najświętszym Sakramentem. To wielka łaska, bo przecież nic nie mamy od siebie, ale wszystko pochodzi od Boga. Czas pobytu w Częstochowie nigdy nie jest czasem straconym i zawsze czekam, kiedy znów będę mogła jechać.
Błogosławiona Krew Jezusowa !
Katarzyna
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.