Dla Ani­ma­to­rów Die­ce­zjal­nych z Radą Pod­re­gio­nu reko­lek­cje week­en­do­we tak zwa­ne sku­pie­nie roz­po­czę­ło się, jak zawsze w pią­tek, ale już po raz dru­gi o godz. 15:00.
Zosta­ły poru­szo­ne róż­ne spra­wy, z któ­ry­mi bory­ka­ją się ani­ma­to­rzy szcze­gól­nie spra­wy doty­czą­ce grup i wie­le innych spraw wyni­ka­ją­cych z funk­cjo­no­wa­niem Wspólnoty.

Zosta­ły wyzna­czo­ne przez poszcze­gól­ne die­ce­zje dyżu­ry do Eucha­ry­stii: pie­śni i czy­ta­nia litur­gicz­ne, do pro­wa­dze­nia modli­twy bre­wia­rzo­wej (nie­szpo­ry i jutrz­nia), jak rów­nież loso­wa­nie godzin ado­ra­cji poko­ja­mi, a nie jak dotych­czas poszcze­gól­ny­mi oso­ba­mi, co uspraw­ni­ło cało­ścio­wą organizację.

Kon­fe­ren­cje: wstęp­na – przy­po­mi­na­ją­ca prze­bieg spo­tka­nia w gru­pie, któ­ry jak­by nie­by­ło cią­gle kuleje. 

Kon­fe­ren­cja wstęp­na: Jak roz­wa­żać i dzie­lić się sło­wem Bożym w gru­pie oraz jak Żyć Sło­wem Życia

Kon­fe­ren­cja tema­tycz­na przy­pa­da­ją­ca na mie­siąc sty­czeń i luty: „Służ­ba bliź­nie­mu na wzór Chry­stu­sa”  i „Zasa­dy two­rze­nia jedności” 

Kon­fe­ren­cja: „Służ­ba bliź­nie­mu na wzór Chry­stu­sa”  i „Zasa­dy two­rze­nia jedności” 

oraz Godzi­na pytań i rekreacja

Godzi­na pytań
Mój Bóg

Jak zawsze były spo­tka­nia w gru­pach z roz­wa­ża­niem Sło­wa Boże­go i wymia­nie doświad­czeń ze Sło­wa Życia — spo­tka­nia z Jezu­sem, któ­ry jest obec­ny w Sło­wie Bożym. Frag­ment Ewan­ge­lii Łk, 17,7–10 „Słu­żyć z pokorą”

Eucha­ry­stia z modli­twą o uzdro­wie­nie duszy i cia­ła z sakra­men­tem cho­rych i bło­go­sła­wień­stwem Naj­święt­szym Sakra­men­tem. Ten szcze­gól­ny dzień mogli­śmy prze­żyć na naszym sku­pie­niu oso­bi­ście i wspólnotowo. 

W sobo­tę po raz pierw­szy odby­ło się spo­tka­nie z Radą Pod­re­gio­nu, Ani­ma­to­rów Para­fial­nych, któ­rzy peł­nią bar­dzo waż­ną rolę we Wspól­no­cie na tere­nie parafii.

Cało­noc­na ado­ra­cja Naj­święt­sze­go Sakra­men­tu, gdzie w tym dość wypeł­nio­nym pro­gra­mie moż­na było spo­koj­nie, w ciszy pobyć z Jezu­sem i podzie­lić się z Nim swo­imi tro­ska­mi i rado­ścia­mi a zara­zem uwiel­bia­jąc i dzię­ku­jąc za Jego prze­ogrom­ną miłość…

Na zakoń­cze­nie Nie­dziel­na Eucha­ry­stia  ze szcze­gól­nym udzia­łem Die­ce­zji Opolskiej.

zdję­cia od Basi KLIKNIJ TU i zdję­cia i fil­mi­ki od Kasi KLIKNIJ TU

Świa­dec­twa i reflek­sje ze skupienia:

… a potem ty będziesz jadł i pił”.
Kolej­ne sku­pie­nie w Domu Świę­te­go Kaspra w Czę­sto­cho­wie. Ten sam har­mo­no­gram, a jak­że inny pobyt.
Nie mogłem się docze­kać na dni sku­pie­nia we Wspól­no­cie. Minę­ło kil­ka mie­się­cy, a dokład­nie trzy a ja cze­ka­łem z coraz więk­szą rado­ścią na myśl o kolej­nych reko­lek­cjach. Prze­cież wcze­śniej, przez ponad 30 lat jakoś mnie nie cią­gnę­ło tak bar­dzo do Czę­sto­cho­wy (a nawet wca­le). Gdy jed­nak otwo­rzysz swo­je ser­ce na łaskę Boga i pozwo­lisz Jezu­so­wi, aby w nim zamiesz­kał, zaczy­na­ją się dziać rze­czy cudow­ne i rado­sne. Tym razem nie musia­łem już powta­rzać w myślach „bądź ze mną i we mnie mój Panie”. Gdy tyl­ko skie­ru­ję myśli do Boga Ojca, Syna i Ducha Świę­te­go od razu mam uśmiech na twa­rzy, bo wiem, że są ze mną. Mało tego – nie tyl­ko Trój­ca, ale cała Świę­ta Rodzi­na i wie­lu innych świę­tych. Zda­wać by się mogło, że to nie­moż­li­we, żeby całe Nie­bo pomie­ści­ło się w moim ser­cu – a jed­nak – to cudow­ne, ale to prze­cież dla Boga Ojca, żaden wysi­łek, żeby w małym pomię­tym ser­cu zmie­ścić całe Nie­bo. Ale od począt­ku. Oczy­wi­ście rezer­wa­cja miej­sca na reko­lek­cje i bile­tów na pociąg prze­bie­gła płyn­nie i bez zakłó­ceń. Ba – zna­la­złem nawet lep­sze połą­cze­nie z Miel­ca do Czę­sto­cho­wy niż wcze­śniej. W Domu Misyj­nym byłem w pią­tek już przed 13:00. Dzię­ki temu mia­łem wystar­cza­ją­co cza­su, aby spo­koj­nie przy­wi­tać się z Mat­ką na Jasnej Górze, spo­tkać Księ­dza Igna­ce­go (aku­rat wcho­dził do domu z jaki­miś kwia­ta­mi więc powie­dzia­łem, że nie trze­ba mnie aż tak witać – bukie­tem kwia­tów – wystar­czy uścisk dło­ni). Oczy­wi­ście dia­beł pró­bo­wał zamie­szać w wyjeź­dzie (podob­nie jak przy poprzed­nich wyjaz­dach). Tym razem przy­po­mniał mi o nie­za­koń­czo­nej przy­krej spra­wie sprzed 5 lat, któ­ra kie­dyś wpro­wa­dza­ła mnie w wiel­ki lęk i depre­sję. Oba­wia­łem się, że nie będę mógł się sku­pić a prze­cież jadę na sku­pie­nie, że moje myśli będę ucie­kać gdzieś indziej. Oczy­wi­ście nic mu z tego nie wyszło (zna­czy się dia­błu) – powie­rzy­łem tę spra­wę Jezu­so­wi. Spo­kój wró­cił szyb­ko i przez 3 dni cie­szy­łem się obec­no­ścią Kościo­ła w moim ser­cu oraz sióstr i bra­ci ze wspól­no­ty w cza­sie reko­lek­cji. Gdy prze­kro­czy­łem próg Domu Misyj­ne­go, rze­czy­wi­ście poczu­łem się jak w domu, wita­jąc się rado­śnie z Księ­dzem Igna­cym i inny­mi uczest­ni­ka­mi Dni Sku­pie­nia. Po pro­stu wstą­pi­łem w inną cza­so­prze­strzeń, nie tra­cąc jed­nak nic z poczu­cia rze­czy­wi­sto­ści. W sobo­tę było oczy­wi­ście roz­wa­ża­nie Pisma Świę­te­go – frag­ment Ewan­ge­lii Łuka­sza 17, 7- 10. Moją uwa­gę przy­ku­ły sło­wa „… a potem ty będziesz jadł i pił”. Jak to zro­zu­mia­łem? Dosłow­nie tak jak brzmi ten frag­ment – mam pra­cę do wyko­na­nia. To nic, że jestem zmę­czo­ny, że reko­lek­cje to tyl­ko 48 godzin (od wej­ścia do Domu do wyj­ścia w dro­gę powrot­ną) — co praw­da bez inten­syw­nych zajęć prak­tycz­nych czy fizycz­nej pra­cy, ale wewnętrz­nie, ducho­wo, inte­lek­tu­al­nie i emo­cjo­nal­nie bar­dzo inten­syw­nych, włącz­nie z noc­ną ado­ra­cją Naj­święt­sze­go Sakra­men­tu z sobo­ty na nie­dzie­lę. Ja mam po pro­stu robić swo­je, a w odpo­wied­nim cza­sie będzie też odpo­czy­nek rege­ne­ra­cja. I tak było – każ­da minu­ta poby­tu była sen­sow­na i poży­tecz­na. Wszyst­ko prze­bie­ga­ło spój­nie, w poko­ju i rado­ści. Nie zapo­mnia­łem o róż­nych spra­wach, trud­no­ściach i tym wszyst­kim co było tak zwa­ną sza­ro­ścią życia. Pomi­mo tych myśli dokład­nie speł­nia­ły się sło­wa i obiet­ni­ce Jezu­sa, że jeśli przyj­dzie­my do Nie­go i Jemu się odda­my to nasze jarz­mo i brze­mię sta­nie się też Jego i będzie ono lek­kie i słod­kie. Nawet zagro­że­nie, że nie zdą­żę na pociąg powrot­ny nie wpra­wi­ło mnie w jaką­kol­wiek iry­ta­cję (a wiem, że kie­dyś w takich sytu­acjach prze­ży­wa­łem duży stres). Zresz­tą ta, kon­kret­na sytu­acja była kolej­nym dowo­dem, że war­to powie­rzać Jezu­so­wi każ­dą spra­wę – nawet tę naj­bar­dziej bła­hą. A było to tak. Zazwy­czaj na dwo­rzec w dro­gę powrot­ną jecha­łem tak­sów­ką. Tym razem jed­nak zde­cy­do­wa­łem się wybrać auto­bu­sem miej­skim, bo sio­stry ze wspól­no­ty powie­dzia­ły mi o któ­rej godzi­nie będzie auto­bus i że spo­koj­nie zdą­ży­my razem na nasze pocią­gi. Na przy­stan­ku auto­bu­so­wym oka­za­ło się jed­nak, że naj­bliż­szy auto­bus będzie 6 minut przed odjaz­dem moje­go pocią­gu więc na pew­no nie zdą­żę, a zosta­ło do odjaz­du tyl­ko 20 minut. Przez myśl prze­mknę­ło mi, żebym się nie mar­twił, bo mój Anioł Stróż dostał od Boga odpo­wied­nie dys­po­zy­cje co do tej spra­wy. Mam tyl­ko postę­po­wać zgod­nie z pro­ce­du­rą, któ­ra jak jakaś instruk­cja obsłu­gi poja­wi­ła się w moich myślach, zgod­nie zresz­tą z otrzy­ma­nym Sło­wem Życia w sobo­tę, czy­li załatw to w taki a taki spo­sób „… a potem Ty będziesz jadł i pił”). Bez­zwłocz­nie więc zadzwo­ni­łem po tak­sów­ką i wró­ci­łem się do Domu Misyj­ne­go (2 minu­ty na doj­ście). Wra­ca­jąc zasta­no­wi­łem się czy aby zadzwo­ni­łem po dobrą tak­sów­kę? Oczy­wi­ście, że nie – pomy­li­łem nume­ry w tele­fo­nie i zadzwo­ni­łem po tak­sów­kę, ale do Tar­no­wa!!! Szyb­ko zadzwo­ni­łem ponow­nie, już pod wła­ści­wy numer mając świa­do­mość, że szan­se na dotar­cie na dwo­rzec o cza­sie male­ją z każ­dą sekun­dą. W tym momen­cie zauwa­ży­łem, że jakaś pani odwio­zła kogoś do pobli­skiej szko­ły (zaocz­nej zapew­ne). Pod­sze­dłem więc do auta, zastu­ka­łem w szy­bę i popro­si­łem czy może mnie odwieźć na dwo­rzec. Pani nawet nie pyta­ła, a dla­cze­go, a co ona z tego będzie mia­ła? Nie, żad­nych pytań. Powie­dzia­ła, że jak naj­bar­dziej i żebym się nie mar­twił, bo dwo­rzec jest bli­sko i na pew­no zdą­żę (mia­ła nie­bie­skie wło­sy w lek­kim nie­ła­dzie i była bar­dzo miła, gada­tli­wa /a może to ja gadałem/ i weso­ła – może to był mój Anioł Stróż – bo prze­cież rzad­ko się spo­ty­ka kobie­ty z nie­bie­ski­mi /a może nawet anielskimi/ wło­sa­mi?). Do sióstr, któ­re ze mną wró­ci­ły pod Dom powie­dzia­łem szyb­ko, że jak przy­je­dzie zamó­wio­na tak­sów­ka, to niech z niej sko­rzy­sta­ją. Gdy dotar­łem na dwo­rzec oka­za­ło się, że pociąg (IC) ma kil­ka minut spóź­nie­nia (czyż­by go KTOŚ chwi­lę przy­trzy­mał, żebym nie musiał się za bar­dzo spie­szyć?). Gdy już spo­koj­nie cze­ka­łem na wjeż­dża­ją­cy na peron pociąg spod budyn­ku dwor­ca poma­cha­ła weso­ło jesz­cze do mnie Ela życząc miłej podró­ży. I tak o to niby stre­su­ją­ca sytu­acja prze­obra­zi­ła się w opo­wia­da­nie, któ­re jest świa­dec­twem Opatrz­no­ści Bożej i że nasi Anio­ło­wie (moje­go Anio­ła Stró­ża nazwa­łem Nata­na­el) napraw­dę nam poma­ga­ją i trosz­czą się o nas. Gdy już jecha­łem pocią­giem myśla­mi byłem w swo­im domu pamię­ta­jąc, że jesz­cze dzi­siaj muszę napi­sać to świa­dec­two, żeby wysłać do Basi, bo tak jej obie­ca­łem. Zasta­na­wia­łem się jak mi pój­dzie pisa­nie, bo jestem tro­chę zmę­czo­ny. Oczy­wi­ście i z tym nie było żad­ne­go pro­ble­mu. Gdy zabra­łem się do pisa­nia całe znu­że­nie minę­ło a ja mach­ną­łem ten tekst jak by mi go ktoś podyk­to­wał – bez naj­mniej­sze­go wysił­ku i zasta­na­wia­nia się o czym by tu napi­sać, bo „… a potem ty będziesz jadł i pił”. Na koniec jesz­cze opo­wiem krót­ko o pew­nym „przy­pad­ku” w cza­sie tych­że dni sku­pie­nia. Otóż w sobo­tę była Msza Świę­ta o uwol­nie­nie i uzdro­wie­nie pro­wa­dzo­na przez Księ­dza Igna­ce­go, z indy­wi­du­al­nym bło­go­sła­wień­stwem każ­de­go uczest­ni­ka Naj­święt­szym Sakra­men­tem. Ponie­waż przez wie­le lat (30 co naj­mniej) nie dba­łem o swo­je zdro­wie naba­wi­łem się wie­lu dole­gli­wo­ści (cukrzy­ca, oty­łość, dys­ko­pa­tia, nad­ci­śnie­nie, pogor­sze­nie wzro­ku i słu­chu, ane­mia i róż­ne inne mniej dokucz­li­we). Jed­ną z tych dole­gli­wo­ści była neu­ro­pa­tia cukrzy­co­wa. Obja­wia­ła się ona w posta­ci pie­ką­ce­go bólu w pra­wej sto­pie naj­czę­ściej w nocy (prak­tycz­nie w każ­dą) a czę­sto też w cią­gu dnia oraz cią­głym odczu­ciem odrę­twie­nia i mro­wie­nia w tej sto­pie. Ból ten był tak moc­ny, że w nocy nie­moż­li­we było prak­tycz­nie zaśnię­cie, a wcią­gu dnia kon­cen­tra­cja w pra­cy. Był on odczu­wal­ny zwłasz­cza przy naj­de­li­kat­niej­szym doty­ku (np. przy zakła­da­niu skar­pet i cho­dze­niu w klap­kach) lub bez kon­kret­ne­go bodź­ca zewnętrz­ne­go. Przez to czę­sto w nocy wsta­wa­łem i szwen­da­łem się po domu przez godzi­nę albo dwie, aż ból nie­co ustą­pi. Dla­cze­go piszę, że był? Bo od tej modli­twy dole­gli­wość ta cał­ko­wi­cie ustą­pi­ła!!!! Od cza­su do cza­su doty­kam tej sto­py i spraw­dzam i nic – ból ustą­pił i nie wra­ca!!! Modli­łem się o ode­bra­nie tego bólu od kil­ku mie­się­cy, ale w poko­rze i bez pre­ten­sji, że nie jest mi zabie­ra­ny, bo prze­cież mam go nie­ja­ko na wła­sne życze­nie (jak napi­sa­łem jest on skut­kiem cukrzy­cy, nad roz­wo­jem któ­rej” usil­nie pra­co­wa­łem” przez kil­ka­na­ście lat poprzez obżar­stwo, opil­stwo i leni­stwo”). A teraz nic!!! Ani bólu, ani drę­twie­nia i mro­wie­nia. Przy­pa­dek? Nie sądzę, zwłasz­cza, że takich „przy­pad­ków i zbie­gów oko­licz­no­ści” jest bar­dzo dużo. Ale to są już inne historie.

Bło­go­sła­wio­na Krew Jezusowa …

Paweł Ł.

Wyjeż­dżam ubo­ga­co­na łaską Krwi Chry­stu­sa
Modlę się czę­sto, dla­cze­go mnie tak Boże karzesz…. Nada­rzy­ła się oka­zja wyjaz­du na sku­pie­nie. Poje­cha­łam peł­na żalu i pytań. Modli­łam się w kapli­cy gorą­co z nadzie­ją, że Jezus mi odpo­wie.   Potem była kon­fe­ren­cja i usły­sza­łam sło­wa źle się modlisz: dzię­kuj kochaj ufaj, a Jezus cię popro­wa­dzi. Zaufa­łam Jezu­so­wi, a on wziął mnie za rękę jak przy­ja­ciel i wie­dzie swo­ją dro­gą. Czas pytań nie mija. Zwąt­pie­nie wkra­da się w ser­ce ale znów poje­cha­łam na sku­pie­nie i znów sło­wa­mi Kapła­na otrzy­mu­je odpo­wiedź. Wyjeż­dżam ubo­ga­co­na łaską Krwi Chry­stu­sa prze­peł­nio­na Jego sło­wem sil­na, rado­sna i peł­na Bożej miło­ści.
Dzię­ku­ję Jezu­so­wi i jestem Jemu wdzięcz­na, że mogłam uczest­ni­czyć w sku­pie­niu i prze­żyć ten pięk­ny Boży czas.

Joan­na

Za każ­dym razem kie­dy jestem na Dniach Sku­pie­nia w Czę­sto­cho­wie ina­czej je prze­ży­wam, ale zawsze dają mi one dużo rado­ści, bo mogę spo­tkać się z moimi sio­stra­mi i brać­mi. Każ­dy z nas ma zawsze jakiś bagaż doświad­czeń życio­wych, któ­re w swo­ich świa­dec­twach może nam przed­sta­wić. Wte­dy lepiej pozna­je­my jak żyć Sło­wem Bożym na co dzień, jak pro­sić Boga o wska­zów­kę przy roz­wią­zy­wa­niu trud­nych pro­ble­mów. Temat tego­rocz­ny Dni Sku­pień jest o JEDNOŚCI i jest  on zawsze na cza­sie. Tą jed­ność musi­my sami sobie budo­wać zaczy­na­jąc naj­pierw od sie­bie, aby być w jed­no­ści ze swo­im sumie­niem, swo­imi naj­bliż­szy­mi i cią­gle się nawra­cać. Ład­nie to wszyst­ko nam tłu­ma­czy nasz Mode­ra­tor ks. Igna­cy CPPS. Wszyst­kie usły­sza­ne sło­wa powo­du­ją we mnie oso­bi­stą prze­mia­nę. Mogę je zawsze prze­my­śleć w spo­ko­ju jesz­cze raz , pod­czas noc­nej ado­ra­cji przed Naj­święt­szym Sakra­men­tem i zacho­wać je w swo­im ser­cu. Dzię­ki temu po każ­dym przy­jeź­dzie do domu odnaj­du­ję na nowo sie­bie i dru­gie­go czło­wie­ka, a nade wszyst­ko Boga. Nie­spo­dzian­ką dla wszyst­kich był w sobo­tę w Dniu Cho­rych udzie­lo­ny przez ks. Igna­ce­go CPPS sakra­ment namasz­cze­nia cho­rych oraz bło­go­sła­wień­stwo indy­wi­du­al­ne Naj­święt­szym Sakra­men­tem. To wiel­ka łaska, bo prze­cież nic nie mamy od sie­bie, ale wszyst­ko pocho­dzi od Boga. Czas poby­tu w Czę­sto­cho­wie nigdy nie jest cza­sem stra­co­nym i zawsze cze­kam, kie­dy znów będę mogła jechać.

Bło­go­sła­wio­na Krew Jezusowa !

Kata­rzy­na