Wzo­ry Życia

  1. Wspo­mnie­nie z Lourdes.

Roz­po­czy­na­jąc ana­li­zę tema­tu o wzo­rach życia chciał­bym zacząć nie­ty­po­wo od pew­ne­go wspo­mnie­nia z Lour­des. Kil­ka lat temu w dro­dze na spo­tka­nie ŚDM w Madry­cie wraz z naszą gru­pą odwie­dzi­li­śmy jed­no z naj­bar­dziej zna­nych Sank­tu­ariów Maryj­nych, Lour­des. Pod­czas tego poby­tu prze­ko­na­łem się naocz­nie o praw­dzie: że Kościół Świę­ty zbu­do­wa­ny jest na ska­le. Bowiem świą­ty­nia Mat­ki Bożej jest umiesz­czo­na na zbo­czu góry, u pod­nó­ża któ­rej, znaj­du­je się gro­ta obja­wień Maryi. Nie­sa­mo­wi­te wra­że­nie pozo­sta­wia widok kościo­ła osa­dzo­ne­go na kil­ku­dzie­się­ciu metro­wym zbo­czu, któ­ry sta­no­wi fun­da­ment i dalej w górę pię­trzą­ca się świą­ty­nia. Po co o tym opo­wia­dam? Bo obraz tej nie­za­chwia­nej kil­ku­kon­dy­gna­cyj­nej świą­ty­ni jest dla mnie obra­zem nie­za­chwia­ne­go czło­wie­ka, któ­ry swo­je życie oparł na Chry­stu­sie. To obraz czło­wie­ka o sil­nej woli, moc­nej nadziei, gorą­cej miło­ści i nie­praw­do­po­dob­nej wie­rze. Nie mogłem się oprzeć uży­ciu tej meta­fo­ry do tema­tu w któ­rym mamy mówić w wzo­rach życia. Sko­ro jakaś postać sta­no­wi wzór postę­po­wa­nia poprzez przy­kład jak kochać Boga, jak tę miłość prak­tycz­nie prze­ło­żyć na miłość do bliź­nie­go i to wszyst­ko okra­sić praw­dzi­wie głę­bo­ką modli­twą, nie­wąt­pli­wie jest to dla nas chrze­ści­jan kolej­nej ery i człon­ków Wspól­no­ty Prze­naj­droż­szej Krwi Chry­stu­sa, wzo­rem życia właśnie.

  1. Mary­ja Kró­lo­wa Krwi Przenajdroższej

Jed­no z waż­niej­szych zdań z Pisma Świę­te­go o Mat­ce Bożej jest to wyję­te z Ewan­ge­lii św. Łuka­sza, któ­ry tak dużo miej­sca poświę­cił dzie­ciń­stwu Jezu­sa a więc tym samym i tej, któ­ra Go zro­dzi­ła. Kie­dy w życiu Maryi histo­ria zba­wie­nia zaczę­ła się reali­zo­wać od Zwia­sto­wa­nia przez Naro­dze­nie, uciecz­kę do Egip­tu aż po czas dora­sta­nia Jezu­sa gdy miał lat dwa­na­ście wszyst­kie te wyda­rze­nia wyma­ga­ły od Maryi wiel­kiej wia­ry i zaufa­nia Bogu. Bar­dzo czę­sto Ewan­ge­lia tę ufność w Boża Opatrz­ność pod­kre­śla zda­niem: „Mary­ja zacho­wy­wa­ła wszyst­kie te spra­wy i roz­wa­ża­ła je w swo­im ser­cu”. [Łk 2, 19] Jed­no z naj­wspa­nial­szych zdań, mówią­cych o Mat­ce Bożej, jakie moż­na zna­leźć w Piśmie Święty.

Mary­ja jest dla nas wzo­rem życia chrze­ści­jań­skie­go i wspól­no­to­we­go. To zda­nie pięk­nie uka­zu­je nam isto­tę trwa­nia Maryi przy Bogu, pomi­mo trud­no­ści, pomi­mo upad­ków, pomi­mo niepowodzeń.

War­to brać z Niej przy­kład wier­no­ści i zaufa­nia Bogu szcze­gól­nie w dzi­siej­szych cza­sach, w któ­rych takie war­to­ści jak: wia­ra, zaufa­nie, miłość, Boże Przy­ka­za­nia, Ewangelia…itd, są baga­te­li­zo­wa­ne, spy­cha­ne na mar­gi­nes, odrzu­ca­ne. Dla­te­go potrze­ba nam przy­kła­du, na któ­rym będzie­my się wzo­ro­wać. Tym wzo­rem jest Mary­ja Kró­lo­wa Krwi Prze­naj­droż­szej. Każ­dy i każ­da z nas mamy z pew­no­ścią oso­bi­ste ale i wspól­no­to­we doświad­cze­nie spo­tka­nia Mary­ją Kró­lo­wą Krwi Prze­naj­droż­szej. Od majo­we­go odpu­stu w Czę­sto­cho­wie gdzie darem jest ogól­no­pol­skie spo­tka­nie nas wszyst­kich, przez pere­gry­na­cję obra­zu w para­fiach, przez uro­czy­ste poświę­ca­nie sztan­da­rów na jej cześć, aż po oso­bi­ste spo­tka­nie z Mat­ką w cichym domo­wym kąci­ku gdzie mamy moż­li­wość wypła­kać się jej w rękaw albo podzie­lić się rado­ścią, któ­rą przeżywamy.

Jakie budzą się w tobie odczu­cia, wspo­mnie­nia, doświad­cze­nia gdy patrzysz na ten obraz?

Moje doświad­cze­nie spo­tka­nia z kró­lo­wą Krwi Prze­naj­droż­szej jest pra­wie codzien­nie ale są takie chwi­le, któ­re moc­niej wywie­ra­ją we mnie wpływ. Moje życie chrze­ści­jań­skie, moja wia­ra i w kon­se­kwen­cji powo­ła­nie kapłań­skie roz­wi­ja­ło się i doj­rze­wa­ło w bli­sko­ści naszej Kró­lo­wej. Kie­dy wra­cam wspo­mnie­nia­mi do począt­ków mojej świa­do­mej decy­zji pój­ścia za Jezu­sem bez mała 20 lat temu, gdy zamiesz­ka­łem w Domu Misyj­nym, pamię­tam, że czę­sto lubi­łem zosta­wać wie­czo­rem w kapli­cy na oso­bi­stą modli­twę, już po Ape­lu Jasno­gór­skim by opo­wie­dzieć Mamie jak prze­ży­łem dzień, by oddać jej opie­ce moich bli­skich, oddać jej kło­po­ty z rówie­śni­ka­mi w szko­le, któ­rzy nie dawa­li mi spo­ko­ju odkąd dowie­dzie­li się, że miesz­kam z księż­mi. Mie­li mnie za dzi­wa­ka. Śro­do­wi­sko szko­ły zawo­do­wej nie bar­dzo apro­bo­wa­ło że uczeń ich szko­ły w pro­fi­lu cie­śla może mieć pla­ny na przy­szłość by zostać księdzem.

Gdy spoj­rzy­my na życie Maryi na wspo­mnia­ne już wyżej waż­ne wyda­rze­nia histo­rii to łatwo zauwa­żyć, że też było ono nazna­czo­ne cier­pie­niem, nie­zro­zu­mie­niem. Mary­ja naj­le­piej to wie, od momen­tu gdy Bóg wkro­czył w jej życie z pla­nem zba­wie­nia. Tym samym nie chcę się do Maryi przy­rów­ny­wać ale chcę pod­kre­ślić, że kto bar­dziej nas zro­zu­mie jak nie Mat­ka, któ­ra pod krzy­żem sta­ła, któ­ra się Bogu ofia­ro­wa­ła na wyłącz­ność. Prze­śledź­my krót­ko te wydarzenie…

ñ  Zwia­sto­wa­nie: O tym cudow­nym spo­tka­niu wie­dzia­ła tyl­ko Mary­ja, ale efekt w posta­ci cią­ży był widocz­ny dla wszyst­kich. Ile już w tym momen­cie musia­ła się nacier­pieć. Prze­cież dla kobie­ty w tam­tych cza­sach cią­ża bez ślu­bu ozna­cza­ła strasz­ną hań­bę, gro­zi­ła śmier­cią przez ukamienowanie.

ñ  Naro­dzi­ny w Betle­jem: Zwią­za­ne z tym cudow­nym Naro­dze­niem wyda­rze­nia, śpiew anio­łów, obec­ność kła­nia­ją­cych się paste­rzy, hołd mędr­ców ze wscho­du, ale też naglą­ca potrze­ba uciecz­ki przed żąd­nym krwi Herodem.

ñ  Ofia­ro­wa­nie w świą­ty­ni: Pro­roc­two Syme­ona „Two­ją duszę miecz prze­nik­nie” a więc zapo­wiedź cierpienia.

ñ  Mary­ja pod krzy­żem: To był chy­ba naj­trud­niej­szy moment w jej życiu. Mówi się, że rodzi­ce nie powin­ni grze­bać swo­ich dzie­ci. Jeśli już tak jest potrze­ba napraw­dę głę­bo­kiej wia­ry i zaufa­nia Bogu by takie doświad­cze­nie przeżyć.

Te wyda­rze­nia ze swo­je­go życia Mary­ja: Zacho­wy­wa­ła i roz­wa­ża­ła je w swo­im sercu.

Ks. Twar­dow­ski powie­dział kie­dyś, że Mary­ja roz­wa­ża­ła to cze­go nie rozu­mia­ła, cze­go nie umia­ła pojąć. My nato­miast to cze­go nie rozu­mie­my, co nas dener­wu­je chce­my odrzu­cić i zapo­mnieć.  Zechciej­my brać wzór z naszej Kró­lo­wej Krwi Prze­naj­droż­szej, któ­ra zawsze wska­zu­je nam na Jezusa.

  1. Św. Kasper del Bufa­lo (1786–1837)

Przez 51 lat jego życia moż­na wymie­nić wie­le dzieł, któ­re doko­nał, moż­na przy­wo­łać wie­le wyda­rzeń i dat, zacy­to­wać wie­le myśli z listów reko­lek­cyj­nych i kazań. To wszyst­ko jest do zna­le­zie­nia w odno­śnych opra­co­wa­niach. To co jest naj­pięk­niej­sze i co bar­dzo moc­no mnie fascy­nu­je w tej posta­ci odda­je pośmiert­na dia­gno­za lekar­ska. Wszy­scy zna­my te sło­wa: „Umarł jako ofia­ra miło­ści bliź­nie­go”. Ale żeby tak umrzeć nie wystar­czy żyć tyl­ko przy­zwo­icie. Przy­zwo­itość to jakiś mniej lub bar­dziej okre­ślo­ny poziom, któ­ry widać na zewnątrz. A wszyst­ko zaczy­na się od środ­ka, od wnę­trza, od nad­prze­cięt­ne­go życia w rela­cji z Bogiem. Oso­bi­ste spo­tka­nie z Ukrzy­żo­wa­nym Jezu­sem w swo­im ser­cu spra­wi­ło św. Kasper nie umiał usie­dzieć w miej­scu. On musiał być mię­dzy ludź­mi i dla ludzi. Czuł wewnętrz­ne poru­sze­nie i ogrom­ną potrze­bę przy­wró­ce­nia ludziom wia­ry, nadziei. Nasz zało­ży­ciel uczył jak kochać Chry­stu­sa Ukrzy­żo­wa­ne­go, któ­ry po dziś dzień dla wie­lu jest zgor­sze­niem, dla wie­lu głupstwem.

Czy wie­rzę w to, że Pan Bóg może uczy­nić podob­ne dzie­ło przez moje ręce, któ­re będą bło­go­sła­wić, przez moje nogi, któ­re pój­dą do tych, któ­rzy jesz­cze nie wie­dzą, że tego bło­go­sła­wień­stwa potrze­bu­ją i wresz­cie przez moje usta, któ­re będą wysła­wiać bło­go­sła­wio­ną mękę nasze­go Pana?

Ofia­ra miło­ści Boga i bliź­nie­go zro­dzi­ła wie­le kon­kret­nych owo­ców, któ­re są chlu­bą Kościo­ła i na chwa­łę Boga. Wio­dą­cą posta­cią, któ­rą św. Kasper zro­dził do życia ducho­we­go przez swo­je pło­mien­ne kaza­nia (a prze­cież miał opo­ry do publicz­nych wystą­pień) była św. Maria de Mattias.

  1. Św. Maria de Mat­tias (1805–1866)

Gdy Maria mia­ła 16 lat ujrza­ła na miej­skiej mów­ni­cy nie­wy­so­kie­go pod­par­te­go krzy­żem misjo­na­rza, któ­ry mówił o wiel­kiej miło­ści Boga do czło­wie­ka. Szcze­gól­ny akcent padał na krew Ukrzy­żo­wa­ne­go. Maria w natło­ku myśli zaczę­ła roz­wa­żać: Kim musi być ten Ukrzy­żo­wa­ny, sko­ro ów kapłan opo­wia­da o Nim z taką gor­li­wo­ścią. Jak waż­na musi być to dla świa­ta Oso­ba, sko­ro on  zosta­wił życie rodzin­ne by poświę­cić się gło­sze­niu Sło­wa o tej miło­ści. Histo­rycz­ne poda­nia twier­dzą, że mia­ło dojść do wzro­ko­we­go spo­tka­nia Marii z misyj­nym kazno­dzie­ją, a sło­wa, któ­re jej zapa­dły: „Krew Chry­stu­sa jest moc­niej­sza! Odrzuć­cie więc grzech, zło, nie­zgo­dę”. Poru­szo­na tym sło­wem Maria de Mat­tias, zaczę­ła czę­ściej się spo­wia­dać i pod­ję­ła kie­row­nic­two ducho­we u jed­ne­go z Misjo­na­rzy Krwi Chry­stu­sa (Jana Mer­li­nie­go), któ­ry prze­pro­wa­dził ją przez trud­ny świat wąt­pli­wo­ści i ducho­wych roz­te­rek. Bar­dzo czy­tel­nym zna­kiem na ducho­wą pra­cę i w odpo­wie­dzi na wewnętrz­ne przy­na­gle­nie by kochać Jezu­sa Ukrzy­żo­wa­ne­go 12 lat póź­niej powsta­je Insty­tut Ado­ra­to­rek Prze­naj­droż­szej Krwi (1834), któ­re­go Maria de Mat­tias jest założycielką.

Kim była­by Maria de Mat­tias dziś? Co jako sio­stra zakon­na mogła­by robić? Jak wyko­rzy­sta­ła­by swój nie­prze­cięt­ny inte­lekt i pra­co­wi­tość połą­czo­ny z głę­bo­kim życiem modli­twy? Ta kobie­ta awan­gar­dy, któ­ra podob­nie jak św. Kasper mia­ła „nie­spo­koj­ne­go ducha” w gor­li­wo­ści o dawa­nie przy­kła­du życia pra­co­wa­ła w szko­łach, wśród dziew­cząt ucząc je miło­ści Boga i dru­gie­go czło­wie­ka. Maria orga­ni­zo­wa­ła rów­nież nabo­żeń­stwa w kościo­łach, z powo­du któ­rych doświad­cza­ła nie­ma­łych przy­kro­ści ze stro­ny duchow­nych pra­ła­tów, że w koście­le powin­ni prze­ma­wiać tyl­ko kapła­ni i tyl­ko kapła­nów nale­ży sły­chać. Wobec takich trud­no­ści nie tyl­ko się nie zała­my­wa­ła ale i umac­nia­ła swo­je sio­stry w gor­li­wo­ści lecz w gra­ni­cach posłuszeństwa.

Św. Maria de Mat­tias mia­ła w sobie przede wszyst­kim miłość do Boga, do Jezu­sa Cier­pią­ce­go i po dziś prze­le­wa­ją­ce­go Krew uczy­ła miło­ści bliź­nie­go: „Kto kocha Boga, mówi mało, pra­cu­je dużo, zno­si wszyst­ko i od wszystkich”.

  1. Św. Fran­ci­szek Ksa­we­ry (1506–1552)

Zanim pozna­my go jako gor­li­we­go misjo­na­rza Indii i Japo­nii, zanim powie­li­my tra­dy­cyj­ne „czło­wiek z ognia” zwróć­my uwa­gę na jego pocho­dze­nie. Uro­dził się w hisz­pań­skim księ­stwie Navar­ry w rodzi­nie szla­chec­kiej. Był to czas kie­dy Hisz­pa­nia dąży­ła do zjed­no­cze­nia Pań­stwa pod egi­dą kró­la Fer­dy­nan­da. To zjed­no­cze­nie czę­sto mia­ło cha­rak­ter siło­wy i krwa­wy. Nisz­czo­no rodo­we posia­dło­ści wcze­śniej nie­za­leż­nych księstw. Podob­ny los spo­tkał rodzi­nę Fran­cisz­ka. Gdy chło­piec miał 9 lat zmarł jego ojciec zosta­wia­jąc rodzi­nę na łasce i nie­ła­sce hisz­pań­skie­go monar­chy. Rzecz jasna ich mają­tek roz­kra­dzio­no a licz­ne posia­dło­ści wchło­nę­ło Pań­stwo. Zosta­wia­jąc ten dra­ma­tycz­ny wątek war­to w tym miej­scu przy­po­mnieć tyl­ko jeden zwy­czaj, któ­ry miał dal­sze zna­cze­nie w życiu Fran­cisz­ka Ksa­we­re­go. Mia­no­wi­cie to, że jako naj­młod­szy syn ze szla­chet­ne­go rodu, zgod­nie ze śre­dnio­wiecz­ną tra­dy­cją, miał zostać księ­dzem. Histo­ry­cy twier­dzą, że Fran­ci­szek wybrał służ­bę Kościo­ło­wi raczej bez powo­ła­nia ale z pobu­dek eko­no­micz­nych. Kapłań­stwo trak­to­wał jako zawód, któ­ry miał mu zagwa­ran­to­wać dostat­nie życie i pomóc odbu­do­wać rodzin­ny mają­tek. Po odby­ciu stu­diów w Pary­żu, wró­cił do Hisz­pa­nii gdzie poznał Igna­ce­go z Loy­oli już wte­dy ubo­gie­go i wędrow­ne­go kazno­dzie­ję. To spo­tka­nie odmie­ni­ło życie Fran­cisz­ka Ksawerego.

Ta notat­ka niech nam pomo­że zro­zu­mieć, że Pan Bóg do swo­jej słu­ży powo­łu­je róż­nych ludzi, zmie­nia ich życie i czy­ni zeń ludzi goto­wych do poświę­ceń. „Moc w sła­bo­ści się dosko­na­li” jak mówi Pismo Święte.

Fran­ci­szek Ksa­we­ry z lek­ko­du­cha stop­nio­wo sta­wał się czło­wie­kiem oczysz­czo­nym w ogniu. Był pio­nie­rem nowo­cze­snych misji. Stu­dio­wał miej­sco­we warun­ki i przy­sto­so­wy­wał do nich meto­dy pra­cy misyj­nej. Dzia­łał z posza­no­wa­niem kul­tu­ry kra­ju, w któ­rym pra­co­wał. Wpa­try­wał się i wsłu­chi­wał się w to co było darem poszcze­gól­nych spo­łecz­no­ści, do któ­rych Bóg go posy­łał. Moż­na powie­dzieć szu­kał bli­sko­ści z tymi, któ­rym miał gło­sić Ewan­ge­lię, chciał się z nimi pojednać.

Fran­ci­szek Ksa­we­ry miał odpo­wied­nią moty­wa­cję pój­ścia na misje:

(…) wyszedł­szy z sie­bie krzy­cza­łem do tych, któ­rzy mają wię­cej wie­dzy niż miło­ści, i nawo­ły­wa­łem ich tymi sło­wa­mi: o jak wie­le dusz z waszej winy tra­ci nie­bo i pogrą­ża się w otchłań pie­kła”. (Z listu Fr. Ksa­we­re­go do Igna­ce­go Loy­oli). Kształ­to­wał w sobie odpo­wied­nią posta­wę ducho­wą: czy­li poko­rę wzglę­dem Boga i tych któ­rym gło­sił Ewan­ge­lię, oraz był otwar­ty na współ­pra­cę ze świec­ki­mi (laika­tem).

W odpo­wied­niej porze każ­de­go dnia będę się zaj­mo­wał w cią­gu godzi­ny lub dłu­żej nastę­pu­ją­cy­mi tema­ta­mi: Po pierw­sze, muszę wyra­biać w sobie wiel­ką poko­rę przy gło­sze­niu kazań, przy­pi­su­jąc wszyst­ko dobre w nich wyłącz­nie Bogu. Po dru­gie, będę sta­le miał przed oczy­ma dobrych ludzi, pamię­ta­jąc, że to Bóg daje im chęć słu­cha­nia mnie, a mnie daje poboż­ne pra­gnie­nie naucza­nia. Po trze­cie, muszę dążyć do wzbu­dze­nia w sobie wiel­kiej miło­ści do mych ludzi, pomnąc na zobo­wią­za­nia jakie mam w sto­sun­ku do nich.

W posta­wach tych świę­tych naszych patro­nów, któ­rzy z całą pew­no­ścią napo­ty­ka­li na trud­no­ści, cier­pie­nie, nie­zro­zu­mie­nie – celem była miłość do Boga! Oni kocha­li Boga i dla Boga się poświę­ci­li. Moż­na powie­dzieć z nie­za­chwia­ną pew­no­ścią, że swo­im życiem pięk­nie wpi­sa­li się w sło­wa Jezu­sa z Ewan­ge­lii: WYTRWAJCIE W MIŁOŚCI MOJEJ!

  1. Filip Pię­ta CPPS