kwie­cień

8.        POKORNA MIŁOŚĆ BOGA PROWADZI DO ZMARTWYCHWSTANIA.

Bóg, któ­ry jest Miło­ścią stwo­rzył czło­wie­ka zmi­ło­ści na obraz i podo­bień­stwo Swo­je (por.Rdz 1,27). Tchnął w nie­go ducha (por.Rdz2,7), czy­li obda­ro­wał Bożą Miło­ścią, a tym samym powo­łał do uczest­nic­twa w Miło­ści peł­nej, dosko­na­łej i wiecz­nej, czy­li w Bogu. Nie­ste­ty rela­cję tę zbu­rzył grzech pier­wo­rod­ny, któ­ry spo­wo­do­wał zakłó­ce­nia w porząd­ku miło­ści i jej poj­mo­wa­niu. Kon­se­kwen­cją była śmierć ducho­wa i odda­le­nie się czło­wie­ka od Boga. Czło­wiek nie był w sta­nie sam o wła­snych siłach wyzwo­lić­się z sza­tań­skiej nie­wo­li grze­chu. Wte­dy w tę dra­ma­tycz­ną histo­rię upad­ku czło­wie­ka wkra­cza Bóg, poprzez tajem­ni­cę wcie­le­nia. Wszech­mo­gą­cy Bóg Stwór­ca wszech­świa­ta przed­sta­wia Maryi swój plan rato­wa­nia człowieka,który uza­leż­nia od decy­zji Maryi (por. Łk1,26–36); Na to rze­kła Mary­ja: oto ja słu­żeb­ni­ca Pań­ska niech mi się sta­nie według Sło­wa twe­go (Łk 1, 38). Dotąd Maryi nikt o nic nie pytał, nawet w spra­wie poślu­bie­nia męża, co było zgod­nie z żydow­skim zwyczajem.Po raz pierw­szy uczy­nił to Bóg wszech­mo­gą­cy. Bóg reali­zu­je swój plan zbaw­czy dopie­ro po uzy­ska­niu zgo­dy Maryi;A Sło­wo sta­ło się cia­łem i zamiesz­ka­ło wśród nas (J1,14). W ten spo­sób oka­zał pokor­ną i nie­po­ję­tą miło­ść­do człowieka:Tak bowiem Bóg umi­ło­wał świat, że Syna Swe­go Jed­no­ro­dzo­ne­go dał, aby każ­dy kto w Nie­go wie­rzy, nie zgi­nął, ale miał życie wiecz­ne (J3, 16). Wyra­zem pokor­nej miło­ści, któ­ra pro­wa­dzi do zmar­twych­wsta­nia jest keno­za — dobro­wol­ne wyrze­cze­nie się swo­ich Boskich atry­bu­tów. Jest to poję­cie teo­lo­gicz­ne, inter­pre­tu­ją­ce wcie­le­nie, jako dobro­wol­ne uni­że­nie się Chry­stu­sa i mają­ce cha­rak­ter zbaw­czy. Pan Jezus przy­cho­dzi na świat w ubo­giej sta­jen­ce, leży w żło­bie, gdzie prze­by­wa­ły zwie­rzę­ta; Powi­ła swe­go pier­wo­rod­ne­go Syna, owi­nę­ła Go w pie­lusz­ki i poło­ży­ła w żło­bie, gdyż nie było dla nich miej­sca w gospo­dzie (Łk2,7). Miłość jest ubó­stwem, zależ­no­ścią i poko­rą, jak mówi Fran­co­is Varillion.

Naro­dzi­ny w staj­ni betle­jem­skiej bez­bron­ne­go Nie­mow­lę­cia, Stwór­cy wszech­świa­ta są dowo­dem nie­skoń­czo­nej i nie­po­ję­tej przez ludz­ki rozum miło­ści i miło­sier­dzia Boga do każ­de­go czło­wie­ka. Ubo­ga staj­nia bowiem umoż­li­wia­ła dostęp do Zba­wi­cie­la wszyst­kim ludziom, a zwłasz­cza tym naj­uboż­szym i wyklu­czo­nym ze spo­łe­czeń­stwa;(…) Emma­nu­el to zna­czy Bóg z nami (Mt1,23). Kolej­nym prze­ja­wem ubó­stwa i poko­ry jest fakt pod­da­nia się pra­wu Moj­że­szo­we­mu w cza­sie ofia­ro­wa­nia Pana Jezu­sa w świą­ty­ni. Mary­ja i Józef skła­da­ją w ofie­rze dwa gołąb­ki — dar ubo­gich (por.Łk 2,24).

Już w dzie­ciń­stwie Jezus wyka­zu­je synow­skie posłu­szeń­stwo wobec Ojca Nie­bie­skie­go. Kie­dy miał 12 lat rodzi­ce Józef i Mary­ja zgod­nie ze zwy­cza­jem uda­li się do Jero­zo­li­my na świę­to Paschy.W dro­dze powrot­nej zorien­to­wa­li się, że nie ma z nimi Jezu­sa i po trzech dniach szu­ka­nia wró­ci­li do Jero­zo­li­my. Tam odna­leź­li Go w Świą­ty­ni; A Jego Mat­ka rze­kła: Synu cze­muś nam to uczy­nił? Oto ojciec Twój i ja z bólem ser­ca szu­ka­li­śmy Cie­bie. Lecz On im odpo­wie­dział: Cze­mu­ście Mnie szu­ka­li? Czy nie wie­dzie­li­ście, że powi­nie­nem być w tym co nale­ży do mego Ojca (Łk2,49). Potem poszedł z nimi i wró­cił do Naza­re­tu i był im poddany(Łk2,51).

Przed roz­po­czę­ciem swo­jej dzia­łal­no­ści publicz­nej Jezus przyj­mu­je oczysz­cza­ją­cy chrzest, choć był bez grze­chu, tym samym obja­wia­jąc, że przy­cho­dzi do grzesz­ni­ków i ich los nie jest Mu obo­jęt­ny. Chrzest od Jana jest aktem nie­zwy­kłej poko­ry, o czym mówi zacho­wa­nie Jana; Wte­dy przy­szedł Jezus z Gali­lei nad Jor­dan do Jana, żeby przy­jąć od nie­go Chrzest. Lecz Jan powstrzy­mał Go mówiąc: To ja potrze­bu­ję chrztu od Cie­bie, a Ty przy­cho­dzisz do mnie? Jezus mu odpo­wie­dział: Ustąp teraz, bo tak godzi się nam wypeł­nić wszyst­ko co spra­wie­dli­we (Mt3,13–15). Już na począt­ku dzia­łal­no­ści publicz­nej, oprócz prze­po­wia­da­nia czy­nił dzie­ła miło­sier­dzia. Oka­zy­wał miłość przez reago­wa­nie na pod­sta­wo­we ludz­kie potrze­by, jak roz­mno­że­nie chle­ba (por.J6,5–11).Również w cza­sie poło­wu ryb na Sło­wo Jezu­sa Szy­mon zarzu­cił sieć i wyło­wi­li mnó­stwo ryb (por.Łk5,5–6), a na wese­lu w Kanie Gali­lej­skiej, gdy zabra­kło wina pokor­nie wysłu­chał proś­by Mat­ki prze­mie­nia­jąc wodę w wino (por.J2,3–8), a tak­że uzdra­wiał cho­rych, znie­wo­lo­nych głu­chych, śle­pych i wskrze­szał umar­łych (por. Mt 11,5).

Cała dzia­łal­ność publicz­na Jezu­sa wią­za­ła się z pasmem udręk i upo­ko­rzeń z powo­du nie­do­wiar­stwa tłu­mów, któ­re za nim cho­dzi­ły nie­jed­no­krot­nie tyl­ko po to, by zaspo­ko­ić swo­je potrze­by lub cie­ka­wość (por.J6,26). Prze­po­wia­da­nie Dobrej Nowi­ny było tak­że powo­dem drwin, poni­ża­nia, oskar­żeń i nie­zro­zu­mie­nia np. w cza­sie Mowy eucha­ry­stycz­nej Jezu­sa, kie­dy mówił, że kto spo­ży­wa Jego cia­ło i pije krew ma życie wiecz­ne (por. J6,54–55). A gdy mówił, że jest Synem Bożym znie­wa­ża­li Go wykrzy­ku­jąc, że jest opę­ta­ny (por.J8,37–49); wyśmie­wa­li Go gdy, nawią­zu­jąc do Abra­ha­ma mówił, że zna Ojca i … Porwa­li więc kamie­nie, aby rzu­cić w Nie­go (por. J8,55–59). Jezus to wszyst­ko przyj­mo­wał, ponie­waż kochał. Pró­bo­wał rów­nież prze­ko­nać tłum, że jest dobrym paste­rzem, któ­ry życie swo­je dobro­wol­nie odda­je za owce (por.J10,11–18). Kie­dy mówił praw­dę o sobie, że jest Świą­ty­nią Boga i jest w sta­nie w cią­gu 3 dni po zbu­rze­niu Ją odbu­do­wać (por. J 2,19), albo gdy mówił w syna­go­dze w Kafar­naum: Kto spo­ży­wa moje Cia­ło i pije moją Krew, ma życie wiecz­ne, a Ja go wskrze­szę w dniu osta­tecz­nym. Cia­ło moje jest praw­dzi­wym pokar­mem, a Krew moja jest praw­dzi­wym napo­jem (…). A wie­lu spo­śród Jego uczniów któ­rzy to usły­sze­li, mówi­ło: Trud­na jest ta mowa. Któż jej może słu­chać? (J6, 54–55. 60) – dosko­na­le zda­wał sobie spra­wę, że nie poj­mu­ją, ale mówił po to, by gdy wszyst­ko się wyko­na zgod­nie z pro­roc­twem pamię­ta­li, że On to powie­dział i by uwie­rzy­li Jego Sło­wu. Tuż przed świę­tem pas­chy po wjeź­dzie do Jero­zo­li­my Jezus tłu­ma­czy apo­sto­łom sens cier­pie­nia, śmier­ci, któ­ra pro­wa­dzi do zmar­twych­wsta­nia:(…) Nade­szła godzi­na, aby został oto­czo­ny chwa­łą Syn Czło­wie­czy. Zapraw­dę , zapraw­dę powia­dam wam: Jeśli ziar­no psze­ni­cy wpadł­szy w zie­mię nie obumrze, zosta­nie samo jed­no, ale jeśli obumrze przy­no­si plon obfi­ty. Ten kto kocha swo­je życie tra­ci je, a kto nie­na­wi­dzi swo­je­go życia na tym świe­cie zacho­wa je na życie wieczne.(J12,23–25).

Naj­więk­szy wyraz miło­ści i poko­ry zaczy­na się w wie­czer­ni­ku pod­czas Wie­cze­rzy Pas­chal­nej, gdzie Jezus umy­wa nogi apo­sto­łom, tym samym dając przy­kład nie­zwy­kłej poko­ry (por.J 13,12–17) oraz przyj­mu­je z cier­pie­niem zdra­dę swo­je­go ucznia Juda­sza. Potem wygła­sza do apo­sto­łów wzru­sza­ją­cą mowę poże­gnal­ną, w któ­rej obna­ża swo­ją miłość i tro­skę o czło­wie­ka (por.J13,33–35; J14,1–14). Zapo­wia­da posła­nie Ducha Świę­te­go: Nie zosta­wię was sie­ro­ta­mi. Przyj­dę do was (J14,18). Obja­wia im swo­ją miłość: (…)Jeśli Mnie kto miłu­je, będzie zacho­wy­wał moją naukę, a Ojciec mój umi­łu­je go i przyj­dzie­my do nie­go i miesz­ka­nie u nie­go uczy­ni­my (J14,23). Defi­niu­je swo­ją miłość i nazy­wa uczniów przy­ja­ciół­mi: To jest moje przy­ka­za­nie, aby­ście się wza­jem­nie miło­wa­li, tak jak Ja was umi­ło­wa­łem. Nikt nie ma więk­szej miło­ści od tej, gdy ktoś życie swo­je odda­je za przy­ja­ciół swo­ich. Nie wyście mnie wybra­li ale Ja was wybra­łem(…) (J15,12–13. 16).Jak mnie umi­ło­wał Ojciec, tak i Ja was umi­ło­wa­łem. Trwaj­cie w miło­ści mojej. To wam powie­dzia­łem, aby radość wasza była pełna(J15,9. 11). W Modli­twie arcy­ka­płań­skiej Jezus pro­si za każ­dym czło­wie­kiem i o przy­szłość kościo­ła poświę­ca­jąc swo­je życie (por. J17,1–26).

Męka i śmierć Jezu­sa sta­no­wią nie­wy­ra­żal­ną tajem­ni­cę miło­ści, bo będąc Bogiem przyj­mu­je postać słu­gi i wynisz­cza same­go sie­bie do osta­tecz­nych gra­nic. Jezus ze wzglę­du na swo­ją szla­chet­ność i nie­zwy­kłą wraż­li­wość bar­dziej odczu­wał cier­pie­nie ducho­we, niż cie­le­sne, o czym świad­czy modli­twa w Ogrój­cu (por.Łk22,44). Kie­dy Go biczo­wa­li w Pre­to­rium Piła­ta uwol­niw­szy przed­tem zbrod­nia­rza, Jezus doznał strasz­li­wych znie­wag i poni­że­nia (por. Mt27,26). Biczo­wa­nie było karą prze­zna­czo­ną dla samych tyl­ko nie­wol­ni­ków. A zatem ‑mówi św. Ber­nard — nasz Odku­pi­ciel nie tyl­ko zechciał przy­jąć postać słu­gi i stać się zależ­nym od ludz­kich kapry­sów, ale został wprost słu­gą naj­niż­szym, by pod­dać się ubi­czo­wa­niu i przez to zadość uczy­nić za karę na jaką zasłu­żył czło­wiek, sta­jąc się słu­gą grze­chu. Biczo­wa­no w spo­sób bar­ba­rzyń­ski. Zosta­ło to przez Mat­kę Naj­święt­szą obja­wio­ne św. Bry­gi­dzie: Ja będąc tam widzia­łam Jego cia­ło tak bar­dzo poszar­pa­ne, iż moż­na było dostrzec kości Jego boków; naj­strasz­niej­szy do znie­sie­nia był widok kawał­ków cia­ła wyry­wa­nych przez każ­de ude­rze­nie bicza. Uko­ro­no­wa­nie cier­niem (por. Mk15,17–18) było naj­bo­le­śniej­sze ze wszyst­kich tor­tur, jak zauwa­ża czci­god­ny Lasper­giusz. Cier­nie prze­szy­wa­ły całą świę­tą gło­wę Pana, a tor­tu­ra była naj­dłuż­sza ze wszyst­kich w Jego męce. Ponie­waż gło­wa jest naj­bar­dziej uner­wio­na, kol­ce w niej utkwio­ne spra­wia­ły Mu ból, któ­ry odna­wiał się za każ­dym dotknię­ciem. Św. Waw­rzy­niec Justy­nia­ni wraz ze św. Pio­trem Damia­nim twier­dzą, że kol­ce były tak dłu­gie, że wbi­te w gło­wę dosię­ga­ły mózgu. A Bara­nek łagod­ny pozwa­lał do woli się tor­tu­ro­wać nie wypo­wia­da­jąc żad­ne­go sło­wa i bez krzy­ku, lecz jak to zosta­ło obja­wio­ne bł. Aga­cie od Krzy­ża — z oczy­ma zamknię­ty­mi z powo­du prze­ni­kli­we­go bólu, wyda­wał czę­sto bole­sne jęki, jak ktoś w ago­nii. Tak wie­le Krwi pły­nę­ło z ran świę­tej gło­wy, że wg obja­wień św. Bry­gi­dy, całe obli­cze Pana mia­ło tyl­ko jeden kolor, kolor krwi. Św. Bona­wen­tu­ra zaś doda­je, że nie było już widać pięk­nej twa­rzy Pana, ale jak­by twarz czło­wie­ka odar­te­go ze skó­ry. Pro­roc­two Iza­ja­sza poda­je taki obraz Chry­stu­sa: (…) Nie miał on wdzię­ku, ani też bla­sku, aby na nie­go popa­trzeć, ani wyglą­du, by się nam podo­bał. Wzgar­dzo­ny i ode­pchnię­ty przez ludzi Mąż bole­ści, oswo­jo­ny z cier­pie­niem, jak ktoś przed kim się twarz zakry­wa, wzgar­dzo­ny tak, iż mie­li­śmy go za nic. Lecz on był prze­bi­ty za nasze winy. Spa­dła nań chło­sta zba­wien­na dla nas, a w jego ranach jest nasze uzdro­wie­nie. Wszy­scy pobłą­dzi­li­śmy jak owce, każ­dy z nas się zwró­cił ku wła­snej dro­dze, a Pan obar­czył Go wina­mi nas wszyst­kich. Drę­czo­no Go lecz sam pozwo­lił się gnę­bić, nawet nie otwo­rzył ust swo­ich. Jak bara­nek na rzeź pro­wa­dzo­ny jak owca nie­ma wobec strzy­gą­cych ją, tak On nie otwo­rzył ust swo­ich. Po udrę­ce i sądzie został usu­nię­ty; a kto się przej­mu­je Jego losem. Tak! Zgła­dzo­no Go z kra­iny żyją­cych; za grze­chy mego ludu został zbi­ty na śmierć. Grób mu wyzna­czo­no mię­dzy bez­boż­ny­mi (…) Spodo­ba­ło się Panu zmiaż­dżyć go cier­pie­niem. Jeśli On wyda swe życie na ofia­rę za grze­chy, ujrzy potom­stwo, dni swe prze­dłu­ży, a wola Pań­ska speł­ni się przez Nie­go. Po udrę­kach swej duszy ujrzy świa­tło i nim się nasy­ci. Spra­wie­dli­wy mój Słu­ga uspra­wie­dli­wi wie­lu (…)(Iz 53,2–11).

Moż­na by wska­zać jesz­cze wie­le przy­kła­dów z Biblii, któ­re świad­czą o nie­zmie­rzo­nej, pokor­nej miło­ści Boga do czło­wie­ka, jed­nak naj­więk­szy dowód miło­ści zło­żył Jezus na krzy­żu, prze­le­wa­jąc swo­ją krew dla nasze­go zba­wie­nia. Św. Waw­rzy­niec Justy­nia­ni uwa­ża, że krzy­żo­wa śmierć Jezu­sa była dotąd naj­okrut­niej­sza ze wszyst­kich, jakie ludzie pono­si­li, ponie­waż Odku­pi­ciel umarł na krzy­żu bez naj­mniej­szej nawet pocie­chy i ulgi. Ponad­to Jezus odczu­wał opusz­cze­nie przez Boga, wypo­wia­da­jąc sło­wa skar­gi: Boże mój Boże cze­muś mnie opu­ścił (Ps22, 2), (…) Na współ­czu­ją­ce­go cze­ka­łem, ale go nie było, i na pocie­sza­ją­cych, lecz ich nie zna­la­złem (…), gdy byłem spra­gnio­ny poili mnie octem (Ps69,21–22). Nawet w cza­sie kona­nia na krzy­żu Żydzi i Rzy­mia­nie prze­kli­na­li Go, bluź­ni­li i wyśmie­wa­li, ale odpo­wie­dzią na te obe­lgi była tyl­ko Miłość, któ­ra prze­ba­cza opraw­com. Ojcze prze­bacz im bo nie wie­dzą co czy­nią (Łk23,34). Ogar­nął rów­nież miło­ścią skru­szo­ne­go łotra mówiąc:(…) Jesz­cze dziś będziesz ze mną w raju (Łk23,43).

Boleść Mat­ki, któ­ra sto­jąc pod krzy­żem współ­cier­pia­ła z kona­ją­cym Synem, jesz­cze bar­dziej potę­go­wa­ła Jego ból. Zanim umarł dał nam swo­ją Mat­kę — prze­wod­nicz­kę na dro­dze zbawienia(por. J19,26–27).

Syn Boży oka­zał bez­in­te­re­sow­ną miłość i posłu­szeń­stwo Ojcu. Dzię­ki wcie­le­niu, śmier­ci i zmar­twych­wsta­niu Jezu­sa Chry­stu­sa, miłość Trój­je­dy­ne­go docie­ra wszę­dzie tam, gdzie jest obec­ne nisz­czą­ce dzia­ła­nie grze­chu i nie­po­słu­szeń­stwo wobec Boga. Śmierć i zmar­twych­wsta­nie Chry­stu­sa jest trium­fem miło­ści, któ­ra uwol­ni­ła nas z nie­wo­li grze­chu i śmier­ci. W zmar­twych­wsta­niu Chry­stu­sa reali­zu­je się Boży plan powo­ła­nia czło­wie­ka do uczest­nic­twa w życiu Bożym, czy­li powo­ła­nie do życia w miło­ści, gdyż (…) Bóg jest Miło­ścią (1J4,8). Nasz Odku­pi­ciel przy­szedł na świat, by roz­pa­lić ogień miło­ści w ser­cach ludz­kich; Przy­sze­dłem ogień rzu­cić na zie­mię i jak­że pra­gnę, aże­by on już zapło­nął (Łk12,49). Te pło­mie­nie miło­ści roz­pa­la w duszach przez cier­pie­nie, któ­re wybrał w śmier­ci, aby oka­zać swo­ją nie­zmie­rzo­ną miłość do nas.

Świę­ty Jan od Krzy­ża pisze w Pie­śni Ducho­wej: Tak głę­bo­ka jest poko­ra i sło­dycz Boga! Ponie­waż w tym udzie­la­niu się miło­ści speł­nia w pew­nym stop­niu tę przy­słu­gę, jaką obie­cu­je w Ewan­ge­lii swo­im wybra­nym w nie­bie, gdzie:«(…)Przepasze się i każe im zasiąść do sto­łu, a obcho­dząc będzie im usługiwał»(Łk12,37). Św. Waw­rzy­niec Justy­nia­ni mówi: Widzie­li­śmy Boga, któ­ry będąc samą mądro­ścią stał się sza­lo­ny z nad­mia­ru miło­ści ku ludziom. A św. Augu­styn pyta: Czy nie wyda­je się sza­leń­stwem miło­ści, ofia­ro­wa­nie się Boga na pokarm swo­im stwo­rze­niom? Św. Dio­ni­zy mówi, że (…) Przez ogrom swo­jej miło­ści Bóg jak­by wyszedł poza sie­bie, gdy wyszedł od Boga, aby stać się czło­wie­kiem, a następ­nie pokar­mem ludzi(…) Przez całe swe życie Jezus pra­gnął nadej­ścia tej nocy, w cza­sie któ­rej miał zosta­wić ten wiel­ki zada­tek swo­jej miło­ści. W chwi­li usta­no­wie­nia sakra­men­tu miło­ści Jezus powiedział:«Gorąco pra­gną­łem spo­żyć tę Pas­chę z wami zanim będę cierpiał»(Łk 22,15); w tych sło­wach Jezus wyra­ził pra­gnie­nie zjed­no­cze­nia się z nami w komu­nii świę­tej. (…) «To jest Cia­ło moje, któ­re za was będzie wyda­ne, to czyń­cie na moją pamiąt­kę (…) Ten kie­lich to Nowe Przy­mie­rze we Krwi mojej, któ­ra za was będzie wylana»(por.Łk22,19–20). To samo pra­gnie­nie zacho­wu­je Jezus tak­że dzi­siaj wobec dusz, któ­re Go miłu­ją. Św. Hezy­chiusz nazy­wa Jezu­sa w Naj­święt­szym Sakra­men­cie Boskim Ogniem. A św. Kata­rzy­na ze Sie­ny ujrza­ła pew­ne­go razu w rękach kapła­na Jezu­sa w posta­ci ogni­ska miło­ści i dzi­wi­ła się, że od nie­go cały świat się nie zapa­lił. Ołtarz – mówił opat Rupert za św. Grze­go­rzem z Nys­sy — jest wła­śnie ową «salą bie­siad­ną», w któ­rej dusza oblu­bie­ni­ca zosta­je upo­jo­na miło­ścią swo­je­go Pana: zapo­mniaw­szy o zie­mi, słod­ko roz­pło­mie­nia się i omdle­wa ze świę­tej miło­ści. Wpro­wa­dził mnie do Sali bie­siad­nej i godłem jego nade mną jest miłość (Pnp2, 4). Św. Alfons porów­nu­je: Wyjdź­cie, cór­ki jero­zo­lim­skie, spójrz­cie, cór­ki Syjo­nu, na kró­la Salo­mo­na w koro­nie, któ­rą uko­ro­no­wa­ła go jego mat­ka w dniu jego zaślu­bin w dniu rado­ści jego ser­ca (Pnp3,11). Wyjdź­cie o dusze odku­pio­ne, córy łaski, wyjdź­cie i zobacz­cie wasze­go łagod­ne­go kró­la w dniu Jego śmier­ci – dniu Jego rado­ści, gdyż w dniu tym czy­ni was swo­imi oblu­bie­ni­ca­mi odda­jąc za was życie na krzy­żu- uko­ro­no­wa­ne­go przez nie­wdzięcz­ną Syna­go­gę swo­ją mat­kę, koro­ną nie chwa­ły, ale cier­pień i znie­wag. Wyjdź­cie- mówi św. Ber­nard- i zobacz­cie wasze­go Kró­la w koro­nie ubó­stwa i nędzy. O naj­pięk­niej­szy ze wszyst­kich ludzi! O naj­więk­szy z monar­chów. Naj­uko­chań­szy spo­śród wszyst­kich oblu­bień­ców! Dla­cze­go cały okry­ty jesteś rana­mi i znie­wa­ga­mi!? Jesteś oblu­bień­cem, ale oblu­bień­cem Krwi. Sefo­ra mówi do Moj­że­sza: (…) Oblu­bień­cem krwi jesteś ty dla mnie (por.Wj4,25), gdyż przez swo­ją krew i swo­ją śmierć zechcia­łeś zaślu­bić nasze dusze. Jesteś Kró­lem, lecz Kró­lem bole­ści i Kró­lem miło­ści, gdyż przez swo­je cier­pie­nie, chcia­łeś pozy­skać naszą miłość.

Pod­su­mo­wa­nie:

Sądzę, że dopó­ki nie dotknie nas cudow­ne doświad­cze­nie , że potrze­ba o wie­le więk­szej miło­ści, aby się usu­nąć w cień, niż aby narzu­cać sie­bie, dopó­ty tajem­ni­ca zmar­twych­wsta­nia będzie pozo­sta­wa­ła czymś dale­kim. Bo któż z nas, rze­czy­wi­ście bez uda­wa­nia, potra­fi z ser­ca prze­ba­czyć, nie wysu­wać się na pierw­szy plan, sta­wia­jąc sie­bie w peł­nym świe­tle wła­snych zdol­no­ści, wie­dzy hono­rów czy wła­dzy. Jak­że czę­sto gubi­my jed­no­czą­ce gesty wdzięcz­no­ści, wyro­zu­mia­ło­ści, wpa­trze­ni jedy­nie w ego­istycz­ne pra­gnie­nia (…) przyj­muj­my śmierć Chry­stu­sa jako naj­głęb­szy wyraz miło­ści czy­stej, pozba­wio­nej naj­mniej­szej kro­pli ego­izmu. Nie bój­my się śmier­ci, gdyż w Bogu i przez Boga pro­wa­dzi do zmar­twych­wsta­nia. Gdzie wię­cej miło­ści, wię­cej zmar­twych­wsta­nia (ks. prof. Jan Sochoń).

Wszy­scy świę­ci uświę­ci­li się, gdyż byli roz­mi­ło­wa­ni w Chry­stu­sie i Jego męce. Ojciec Bal­ta­zar Alva­rez, czy­ta­my w jego żywo­cie, zwykł mówić, że: nikt nie może sądzić, iż cze­goś w życiu doko­nał, jeże­li nie ma w ser­cu Jezu­sa ukrzy­żo­wa­ne­go, dla­te­go też jego modli­twa pole­ga­ła na trwa­niu pod krzy­żem i na roz­wa­ża­niu: ubó­stwa, pogar­dy i cier­pień jakich dozna­wał oraz na słu­cha­niu lek­cji, któ­rych mu Jezus z krzy­ża udzielał.

                                                                                                                      Lucy­na Malec

 

Mate­ria­ły źródłowe:

Biblia: Sta­ry i Nowy Testa­ment; Medy­ta­cje Pasyj­ne Medy­ta­cje Różań­co­we — św. Alfons Maria de Ligu­ori; Miło­sier­dzie Boże — Wło­dzi­mierz Zator­ski OSB; opra­co­wa­nia inter­ne­to­we: Zmar­twych­wsta­nie triumf Miło­ści — ks. Marian Rusiec­ki; Wcie­le­nie, czy­li Bóg pokor­ny i Dar Zmar­twych­wsta­nia — ks. prof. Jan Sochoń.