(o.Augustyn Pela­now­ski OSPPE)

Sta­cja I  — Pan Jezus osą­dzo­ny przez Piłata.
  „Piłat gdy usły­szał Two­je sło­wa, uląkł się jesz­cze bardziej.”
Ja, nie zawsze postę­pu­ję tak, jak mi pod­po­wia­dasz w sumie­niu, mój Panie. Chciał­bym się oczy­ścić z tych wszyst­kich decy­zji życio­wych, w któ­rych nie mia­łem odwa­gi czy­nić tak, jak Ty chcesz i uczy­ni­łem tak , jak chcie­li inni.
Lęk przed pre­sją, opi­nią, lęk przed nie­za­do­wo­le­niem innych, przed utra­tą pozy­cji, przed utra­tą spo­ko­ju powo­du­je, że nie bro­ni­my Cie­bie i osta­tecz­nie nie bro­ni­my wła­sne­go zbawienia.

O Panie Jezu, niech wszyst­kie moje mało­dusz­ne i tchórz­li­we decy­zje zosta­ną miło­sier­nie obmy­te w Two­ich kro­plach krwi. Tyl­ko Ty obmy­wasz moją duszę i moje cia­ło w sakra­men­cie pojed­na­nia z tego, z cze­go nikt nie może mnie oczy­ścić, a przede wszyst­kim z lęku przed ludźmi.

Sta­cja II – Pan Jezus bie­rze krzyż.

Mój Jezu, powie­dzia­łeś swo­im uczniom:  „Kto nie bie­rze swe­go krzy­ża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”. Jaki­kol­wiek spo­tka nas na tej zie­mi los, nie wol­no nam od nie­go ucie­kać. Uciecz­ka od swe­go losu, to uni­ka­nie sie­bie samego.
Panie Jezu, patrzysz na nas z krzy­ża, a Two­je oczy zda­ją się mówić: „Weź krzyż, to zna­czy, przyj­mij same­go sie­bie, znieś sie­bie do koń­ca, do śmier­ci. Ja ci pomo­gę sie­bie zno­sić!” Iść z krzy­żem swo­im, to zno­sić sie­bie, kochać sie­bie. Nie brać krzy­ża, to odrzu­cać sie­bie same­go, to prze­rzu­cać cię­żar swo­je­go ist­nie­nia na innych. Jak wie­le osób tego doświad­cza, kie­dy przy­cho­dzi im w rodzi­nie zno­sić kogoś, kto nie zno­si sie­bie i wte­dy wszy­scy czu­ją cię­żar jego krzy­ża. Kto nie chce poku­to­wać, ten sta­je się poku­tą dla innych.

Panie daj mi odwa­gę życia. Umoc­nij mnie świa­do­mo­ścią Two­jej obec­no­ści przy mnie, niech spoj­rzę na swój los jako jedy­ny, któ­ry mnie może dopro­wa­dzić do Nieba.

 

Sta­cja III – Pierw­szy upa­dek Jezusa.

Upa­dłeś i wsta­łeś, i tak jest też z tymi, któ­rzy zaufa­li Two­im upad­kom bar­dziej, niż suk­ce­som tego świa­ta. Wszyst­ko na tym świe­ci upa­da, roz­pa­da się, nawet ludz­kie ist­nie­nie. I tyl­ko moc Boga może pod­nieść to, co się ruj­nu­je. Pro­rok Jere­miasz wołał i woła cią­gle do wszyst­kich wier­nych: „Nie upa­daj­cie na duchu…”  Mam nie upa­dać na duchu, tyl­ko czer­pać siłę wła­śnie z tej chwi­li gdy widzę jak Two­je Cia­ło upa­da pod cię­ża­rem krzyża.

Wsta­jesz na moich oczach Jezu Chry­ste, bym nie wie­rzył w upad­ki jako nie­odwo­łal­ne wyro­ki losu, lecz wbrew fak­tom wie­rzył Tobie.

Sta­cja IV – Jezus spo­ty­ka swo­ją Matkę.

Nie moż­na sobie wyobra­zić bólu, jaki prze­ży­wa Mat­ka patrzą­ca na Syna  ska­za­ne­go jako bluź­nier­cę, dźwi­ga­ją­ce­go krzyż, będą­ce­go pośmie­wi­skiem tłu­mu. Każ­da praw­dzi­wa mat­ka, widząc cier­pie­nia swe­go dziec­ka, prze­ży­wa je jako swo­je. Cóż więc mogła odczu­wać Mary­ja, patrząc na swe­go Syna pod­czas tor­tu­ry dro­gi z krzyżem?

Mat­ko Jezu­sa, pro­szę Cię o ser­ce współ­czu­ją­ce dla moich najbliższych,
o tro­skę dla cier­pią­cych w mojej rodzi­nie. Pro­szę Cię rów­nież o dar mil­cze­nia wyro­zu­mia­łe­go, dla tych, któ­rzy spo­tka­li się z osą­dem i okrzy­ka­mi nienawiści.
 

 

 

Sta­cja V – Szy­mon z Cyreny poma­ga nieść krzyż Jezusowi.

Nie ma przy­pad­ków, są tyl­ko zrzą­dze­nia Boga. Może się oka­zać, że gdy poma­gam innym, w naj­lep­szy spo­sób dbam o swo­je wła­sne zbawienie.
W Wiel­ki Pią­tek, Szy­mon z Cyre­ny szedł zmę­czo­ny z pola i nagle spo­tkał Cie­bie, Panie Jezu. Był zmu­szo­ny Ci pomóc. To spo­tka­nie zmie­ni­ło jego życie. „ Zapraw­dę, powia­dam wam: Wszyst­ko, co uczy­ni­li­ście jed­ne­mu z tych bra­ci moich naj­mniej­szych, Mnie­ście uczy­ni­li”. Tyl­ko kto na tej dro­dze krzy­żo­wej był naj­mniej­szym? Ty Jezu, czy Szy­mon? Kto komu pomógł?
Oka­za­nie Tobie, Panie, miło­ści jest jed­no­cze­snym otrzy­ma­niem jej od Ciebie.


Sta­cja VI – Wero­ni­ka ocie­ra twarz Jezusowi.

Wero­ni­ka – kobie­ta, któ­ra pod­bie­gła do Cie­bie Panie, z chu­s­tą i otar­ła Two­je Obli­cze, jak­że zdu­mio­na była tym, co otrzy­ma­ła od Cie­bie – wize­run­kiem, któ­ry już na zawsze pozo­stał na aksa­mit­nej tkaninie.

Obraz Obli­cza Boga, któ­ry cier­piał dla mnie i za mnie — z miłości.
Ilu ludzi wsty­dzi się swo­jej twa­rzy, swo­je­go wyglą­du, swo­ich defek­tów cia­ła, swo­ich słów, myśli, uczuć, wspomnień?
Dopie­ro wte­dy, gdy moja twarz spo­tka się z Two­im Obli­czem Panie Jezu, odzy­sku­ję miłość do sie­bie. Oka­zu­jąc miłość Tobie, zaczy­nam kochać sie­bie.  Uwol­nij Panie mnie od zawsty­dze­nia się samym sobą.


Sta­cja VII – Dru­gi upa­dek Jezusa.

Dru­gi upa­dek dedy­ko­wa­łeś tym, wszyst­kim, któ­rzy zoba­czy­li dno swo­je­go ser­ca, swo­ją grzesz­ność i upad­ki, zoba­czy­li co kry­je się wewnątrz nich. Dru­gi upa­dek chcia­łeś przy­jąć, bo pra­gną­łeś, aby każ­dy z nas poznał swo­je wnę­trze, swo­je ser­ce, i nie myślał, że Ty Panie, nie­na­wi­dzisz go z powo­du jego grze­chów. Aby nikt z nas widząc swo­je grze­chy nie prze­kli­nał sie­bie i nie odrzu­cał Cie­bie mówiąc „nie jestem Cie­bie godny”.

Jeże­li Ty, Panie Jezu, dajesz mi poznać moją nędzę i moje grze­chy, to dla­te­go, że jesteś moim Przy­ja­cie­lem. Praw­dę mówi się tyl­ko przy­ja­cio­łom. Czy­nisz to dla­te­go, by mnie od tego wszyst­kie­go uwolnić.
Spraw Panie, abym nigdy  o tym nie zapomniał!

Sta­cja VIII – Pan Jezus i pła­czą­ce kobiety.

W tłu­mie ludzi byli nie tyl­ko szy­der­cy, któ­rzy się z Cie­bie naigry­wa­li, ale i wie­lu współ­czu­ją­cych. Wśród nich gru­pa kobiet. Zatrzy­ma­łeś się wła­śnie przy nich na chwi­lę i powie­dzia­łeś: „Nie płacz­cie nade Mną, płacz­cie raczej nad sobą i nad waszy­mi dzieć­mi”. Nie chcesz Panie, aby kto­kol­wiek sztucz­nie Cie­bie żało­wał, a nie żało­wał swo­ich grzechów.

Panie Jezu, pro­szę Cię o skru­chę ser­ca, abym poża­ło­wał swo­ich czy­nów i tego wszyst­kie­go do cze­go dopro­wa­dzi­ły mnie decy­zje pod­ję­te bez Cie­bie, a ten żal niech sta­nie się naj­lep­szym współ­czu­ciem wyra­żo­nym Two­je­mu Sercu.

Sta­cja IX – Pan Jezus upa­da po raz trzeci.

Naj­trud­niej­szy upa­dek , twa­rzą wprost w nie­czu­ły pył zie­mi. Ukry­łeś swo­je Obli­cze w pro­chu zie­mi, w pyle dro­gi, któ­rą ludzie dep­ta­li bez­myśl­nie sto­pa­mi. Zni­ży­łeś się nad wszel­ką mia­rę, by być pośród tych, któ­rzy też dozna­li zdep­ta­nia i sła­bo­ści odbie­ra­ją­cej wszel­kie siły z powo­du powta­rza­ją­cych się upadków.

Panie, jak wiel­ka jest Two­ja miłość do mnie. Jak­że Cię teraz mam uczcić mój Boże, któ­ry dla moje­go zba­wie­nia tak się uni­ży­łeś? 

Sta­cja X – Pan Jezus odar­ty z szat.

Zdję­to z Cie­bie Panie Jezu, wszyst­kie sza­ty i sta­łeś zupeł­nie nagi, obna­żo­ny ze schy­lo­ną gło­wą, w zawsty­dze­niu  i upo­ko­rze­niu. Wte­dy wła­śnie w świą­ty­ni zaczę­ła pękać zasło­na przy­byt­ku, któ­ra roz­dar­ła się od góry do dołu. W tym momen­cie i to w naj­więk­szym pohań­bie­niu zosta­ło otwo­rzo­ne Two­je naj­skryt­sze Sank­tu­arium Ser­ca. Odsło­nię­ta zosta­ła praw­da o umi­ło­wa­niu nas mimo wszyst­ko, aż do odda­nia wszyst­kie­go, nawet ostat­niej szaty.

Panie Jezu, pro­szę Cię o taką pamięć  — w chwi­lach, kie­dy czu­ję się obna­żo­ny i zawsty­dzo­ny, kie­dy jestem zupeł­nie pozba­wio­ny god­no­ści i jestem przed­mio­tem drwin, szy­der­stwa i zawsty­dze­nia  — że Two­je Ser­ce nie jest przede mną zamknię­te ani zasło­nię­te, że świą­ty­nia Twe­go Ser­ca jest zawsze otwar­ta i mam do niej dostęp, aby się w niej ukryć.

Sta­cja XI – Przy­bi­cie do krzyża.

Moż­na być przy­bi­tym gwoź­dzia­mi, jak rów­nież przy­bi­tym z powo­du smut­ku, któ­ry ogar­nia czło­wie­ka, przy­bi­tym bólem z powo­du nie­pra­wo­ści, któ­rych się dopu­ścił. Być przy­bi­tym winą, krzyw­dą, bez­sen­sem życia.
Być przy­bi­tym i unie­ru­cho­mio­nym bezradnością.

Pozwo­li­łeś się Panie, przy­gwoź­dzić, bym ja nie był przy­bi­ty tym wszyst­kim, co mnie spo­tka­ło. Wszel­ka ludz­ka pomoc jest zawsze spóź­nio­na, a Two­ja pomoc  cza­sem wyda­je się nie ist­nieć. Ona jed­nak jest uprze­dza­ją­ca, przy­cho­dzi bowiem zanim zorien­tu­je­my się, że jej potrzebujemy.

Bądź Panie Jezu, za to uwielbiony!

 

Sta­cja XII – Śmierć Jezu­sa na krzyżu.

Śmierć. Jeden z legio­ni­stów, dla upew­nie­nia się, że umar­łeś, prze­bił Two­je Ser­ce, z któ­re­go natych­miast wypły­nę­ła krew i woda. I tak zosta­ło, Two­je Ser­ce jest otwar­te na zawsze. Panie Jezu, świę­tej Mał­go­rza­cie Ala­co­que  uka­zu­jąc swe miłu­ją­ce Ser­ce powie­dzia­łeś: „ Oto Ser­ce, któ­re tak bar­dzo umi­ło­wa­ło ludzi, a w zamian otrzy­mu­je wzgar­dę i zapo­mnie­nie. Ty przy­naj­mniej sta­raj się mi zadość­uczy­nić, o ile to będzie w two­jej mocy, za ich niewdzięczność.”

Nie­wdzięcz­ność – to tyle samo co NIE-EUCHARYSTIA, gdyż Eucha­ry­stia to „wdzięcz­ność”. Ludz­ka nie­wdzięcz­ność, Panie, to uni­ka­nie Mszy Świę­tej, lek­ce­wa­żą­ce i ozię­błe uczest­nic­two w Niej, zanie­dby­wa­nie spo­wie­dzi, wresz­cie świę­to­kradz­two – wszyst­ko to, jak włócz­nia wbi­ta w Two­je Serce.
Prze­zna­cze­niem czło­wie­ka jest bowiem zba­wie­nie, a nie potę­pie­nie. Dopraw­dy, za nasze cio­sy grze­chów —  byle­by­śmy tyl­ko je wyzna­li, jed­na­jąc się w sakra­men­cie z Tobą — obda­rzasz nas Niebem.
Jak tu nie być wdzięcz­nym za takie przeznaczenie?
 

Sta­cja XIII – Zdję­cie z krzyża.

Zdję­to Two­je mar­twe cia­ło z krzy­ża Panie Jezu, i odda­no w ręce Two­jej Mat­ki. Ona ma otwar­te ręce i przyj­mu­je Two­je mar­twe, posi­nia­czo­ne Cia­ło, lep­kie od krwi, potu i bru­du i przy­tu­la z miło­ścią.  Panie Jezu, na krzy­żu powie­dzia­łeś do ucznia: „Oto Mat­ka two­ja”. Te sło­wa skie­ro­wa­ne są do każ­de­go z nas. Teraz odda­jesz mi Jej ręce, abym uwie­rzył, że Two­ja Mat­ka ma rów­nież otwar­te ręce dla mnie , bez wzglę­du na to jak wyglą­dam –  czy wyglą­dam pięk­nie jak nie­win­ne dziec­ko, jestem pełen rado­ści miło­ści i wdzięcz­no­ści, czy też wte­dy, gdy jestem pora­nio­ny albo wręcz umar­ły wewnętrz­nie, udrę­czo­ny, zała­ma­ny i jak­by zdję­ty z krzy­ża, prze­ży­wa­jąc roz­pacz w swo­jej duszy. Wte­dy Ona ma też otwar­te ręce – jak Ty Panie Jezu!
 

 
 Sta­cja XIV – Jezus zło­żo­ny do grobu.

Józef z Ary­ma­tei był bar­dzo zamoż­ny, ale nicze­go sobie tak nie cenił jak skar­bu, któ­ry dostrzegł w Tobie, Panie Jezu. Teraz zapra­gnął ukryć Two­je Cia­ło, jak ów kupiec z przy­po­wie­ści, któ­ry zna­lazł skarb i ukrył go na polu sprze­da­jąc wszyst­ko. Józef więc, jak się domy­śla­my, użył wszyst­kich swo­ich wpły­wów, by odzy­skać Two­je Cia­ło i jak naj­szyb­ciej zło­żył je we wła­snym gro­bie, przy­no­sząc ze sobą sto fun­tów mie­sza­ni­ny mir­ry i alo­esu, czy­li około
33 kilo­gra­mów tej won­no­ści. Two­je cia­ło owi­nię­to szczel­nie w naj­czyst­sze płót­na, do któ­rych wło­żo­no ową bal­sa­micz­ną miksturę.
Obym miał taki sza­cu­nek do Cie­bie i Two­je­go Cia­ła w Komu­nii i w Koście­le, któ­ry jest Two­im Cia­łem Panie! O, daj mi tak nie­wy­mu­sze­nie i auten­tycz­nie miło­wać Two­je Cia­ło, jak Józef z Arymatei!

Zosta­łeś Panie, zło­żo­ny w ciem­nym gro­bie, abym ja uwierzył,
że z naj­więk­sze­go odrzu­ce­nia, odrzu­ce­nia w śmierć  też jest wyj­ście i nazy­wa się ono Zmar­twych­wsta­nie. Wie­rzę Panie Jezu, że swo­ją mocą wyrwiesz mnie ze śmier­ci, z każ­dej śmier­ci i wszyst­kie­go, co jest dla mnie mar­two­tą, zmar­twie­niem, umie­ra­niem. Wie­rzę, że kochasz mnie sil­niej, niż śmierć mnie nie­na­wi­dzi.   Bądź za to uwielbiony!

 

Źró­dło: książ­ka o. Augu­sty­na Pela­now­skie­go, opra­co­wa­nie Cze­sła­wa Nowak

Źró­dłozdję­cia z inter­ne­tu ze str. parafialnej