Niech będzie pochwa­lo­ny Jezus Chrystus!

Mam na imię Maria , jestem mężat­ką, mam dwo­je dzie­ci.
Do Wspól­no­ty Krwi Chry­stu­sa, w skró­cie WKC nale­żę przy para­fii Kate­dral­nej w Płoc­ku  i spo­ty­ka­my się w gru­pie na roz­wa­ża­niu Pisma Świę­te­go.
Człon­ko­wie Wspól­no­ty Krwi Chry­stu­sa z die­ce­zji płoc­kiej posłu­gu­ją w hospi­cjum , Zakła­dzie Kar­nym i w Kapli­cy szpi­tal­nej na Winia­rach.
         W Zakła­dzie Kar­nym spo­ty­ka­my się z oso­ba­mi chęt­ny­mi na roz­wa­ża­niu Ewan­ge­lii. Uczest­ni­czy­my wraz z osa­dzo­ny­mi  we Mszach świę­tych , przy­go­to­wu­je­my  ich do sakra­men­tu bierz­mo­wa­nia i chrztu. 

Dziś, pra­gnę podzie­lić się świa­dec­twem zwią­za­nym z moją posłu­gą
w hospi­cjum, Cari­tas Płock.

Do hospi­cjum uczęsz­cza­łam dwa razy w tygo­dniu a nawet trzy, według potrzeby.

Pew­ne­go, póź­ne­go popo­łu­dnia, gdy wró­ci­łam z hospicjum,

zaję­łam się drob­ny­mi obo­wiąz­ka­mi domowymi.

Wła­śnie mijał rok nasze­go cho­dze­nia, był gru­dzień, zbli­ża­ły się świę­ta Boże­go Naro­dze­nia.
 Zaczę­łam roz­my­ślać nad spo­tka­ny­mi tam oso­ba­mi, cier­pie­niem, życiem i śmiercią.

Zada­wa­łam sobie pyta­nia: czy słusz­nie postę­pu­ję opusz­cza­jąc wła­sną rodzi­nę: męża, dzie­ci,  kil­ka razy w tygo­dniu idąc do hospicjum?

Myśla­mi sta­nę­łam przed Panem Bogiem pyta­jąc: czy pod­ję­te prze­ze mnie obo­wiąz­ki we Wspól­no­cie Krwi Chry­stu­sa -
 spo­tka­nia w gru­pie WKC, ewan­ge­li­za­cja w wię­zie­niu i Msza Świę­ta, spo­tka­nia z kan­dy­da­ta­mi do bierz­mo­wa­nia — powo­du­ją­ce nie­obec­no­ści
 w domu, nie wyrzą­dza­ją krzyw­dy mojej rodzi­nie i przez to nie zanie­dbu­je moich dzieci?

Nagle poczu­łam ogrom­ne pra­gnie­nie wzię­cia dłu­go­pi­su i kart­ki do ręki.

Nie­sa­mo­wi­ta siła „popy­cha­ła” mnie abym usia­dła do sto­łu;
zaczę­łam zapi­sy­wać sło­wa któ­re wyry­ły się w mym ser­cu
(byłam lek­ko prze­stra­szo­na i zdziwiona).

A oto te słowa:

Chcia­ła­bym takiej miło­ści, bezwarunkowej,

takiej pro­stej

jak polny kwiat przy wiej­skiej drodze

jak lilia w ogrodzie.

I myślę czy jest gdzieś ona,

taka szcze­ra, otwar­ta bez granic

I patrzę i widzę, taka lek­ka, beztroska

jak uśmiech dziecka.

O Boże! to TY.

Znów zabły­śnie pierw­sza gwiazd­ka na niebie.

Rado­sne dzie­ci bie­gną­ce po drodze

i baśnie Andersena.

My tacy stru­dze­ni, wylęknieni,

osa­dze­ni w ścia­nach naszych mieszkań,

cze­ka­ją­cy,

myślą­cy czy star­czy do pierwszego.

A Oni tyl­ko leżą, cze­ka­ją na miłość,

taką ludz­ką — odruch życzliwości.

My tacy bez­dusz­ni, nie widzący.

Pierw­sza gwiazd­ka na niebie,

dla Nich ostatnia.

I przy­szedł Bóg z wyso­ko­ści, taki maleńki,

bez­wa­run­ko­wy, prosty.

A my zamknię­ci w ścia­nach naszych serc,

bez­dusz­ni, a może nie­śmia­li, zalęknieni.

Odwa­gi!

Dziś gwiazd­ka dla Cie­bie, a dla mnie?

Ja cze­kam na okruch miło­ści bezwarunkowej

i pro­stej, i takiej ludzkiej …

O Boże, TY zawsze jesteś.

Rzad­ko piszę wier­sze.
 Dziś wiem.
Wte­dy, w gru­dnio­wy wie­czór, Pan Bóg dał mi zro­zu­mieć,
 że sam Jezus Chry­stus jest w ludziach cierpiących.

Każ­dy czło­wiek pra­gnie Miło­ści Bożej i tej ludzkiej.

Zro­zu­mia­łam,  że czas poświę­co­ny oso­bom cho­rym w hospi­cjum,
 nie jest to czas „stra­co­ny”, a moja posłu­ga ma być nie­sio­na z miło­ścią i dla Miłości.

Spę­dzo­ne tam chwi­le z cho­rą oso­bą, dawa­ły mi „radość życia”,

jeże­li to moż­na tak nazwać, bo jest to czas spę­dzo­ny z cier­pią­cym człowiekiem.

Ten czas był dla mnie cza­sem błogosławionym.

Nauczy­łam się kochać, widzieć Jezu­sa w dru­gim człowieku.

          Dziś, sta­jąc w praw­dzie o sobie, Pan Bóg nadal uczy mnie poko­ry, bo wiem i doświad­czam cier­pie­nia tak jak Oni, gdyż jestem cho­ra  na nowotwór.

Pan Bóg wyszedł mi na prze­ciw z posłu­gą w hospi­cjum, zabrał mi lęk, trwo­gę.
Obda­ro­wał wiel­ką Miło­ścią, ufno­ścią i wia­rą, że wszyst­ko jest po coś.

Dziś, uśmie­cham się do Pana Boga, bo moje hospi­cjum jest teraz.

Chwa­ła Mu za to.

         Pro­szę, nie bój­cie się cho­rych osób, Oni Was potrze­bu­ją.

Dziś, dzię­ku­ję Panu Bogu za moją rodzi­nę, Wspól­no­tę Krwi Chry­stu­sa, za wszyst­kie oso­by, któ­re są ze mną i modlą się o łaskę uzdro­wie­nia, jeśli jest taka wola Boga.

AMEN.

Bło­go­sła­wio­na Krew Jezusowa.

Na wie­ki błogosławiona!