Chcia­łam się z wami podzie­lić tym, jak może­my peł­nić naszą misję i apo­stol­stwo wewnątrz naszej Wspól­no­ty Krwi Chry­stu­sa, jak we wspól­no­cie może­my być dla sie­bie nawza­jem misjonarzami.

To miał być spo­koj­ny dzień. Mój naj­star­szy syn tego dnia miał uro­dzi­ny, pomy­śla­łam, że pomi­mo tra­ge­dii, jaką prze­ży­li­śmy dwa tygo­dnie wcze­śniej, takie spo­tka­nie pozwo­li mi zapo­mnąć na chwi­lę o tym co się stało.

Śmierć moje­go męża była dla mnie szo­kiem — zasko­cze­niem! Tyle lat modli­łam się o jego nawró­ce­nie, uwol­nie­nie z nało­gu alko­ho­lo­we­go, ale że tak się to wszyst­ko skoń­czy, nie przy­szło mi do gło­wy. Pomi­mo, że nasze mał­żeń­stwo nie było ide­al­ne, to bar­dzo to prze­ży­łam. Moje sio­stry ze wspól­no­ty bar­dzo mnie wspie­ra­ły, wie­dzia­łam, że mogę na nie liczyć.

Nie­ste­ty to nie był koniec moich pro­ble­mów! Jadąc samo­cho­dem z naj­młod­szym synem i wnu­siem mie­li­śmy cięż­ki wypa­dek samo­cho­do­wy. Zamiast na uro­dzi­ny, tra­fi­łam na mie­siąc do szpi­ta­la. Mia­łam poła­ma­ną mied­ni­cę w dwóch miej­scach, nie mogłam cho­dzić, poru­szać się, jed­nym sło­wem bez pomo­cy innych osób nie mogłam zro­bić wie­lu rze­czy! Dzie­ci odwie­dza­ły mnie dość czę­sto (naj­młod­szy syn był codzien­nie), ale mie­li swo­je zaję­cia i obowiązki…

Zno­wu prze­ko­na­łam się co zna­czy być we wspól­no­cie i jak waż­na jest nasza wza­jem­na pomoc. Moje sio­stry ze wspól­no­ty przy­cho­dzi­ły do szpi­ta­la codzien­nie! Zawsze ktoś inny, nigdy nie byłam sama! Przy­no­si­ły obiad­ki, sma­ko­ły­ki, wspie­ra­ły na duchu. Ofia­ro­wa­ły w mojej inten­cji modli­twę, (przez mie­siąc cza­su kapła­ni z nasze­go kościo­ła i zna­jo­mi kapła­ni modli­li się za mnie, o powrót do zdro­wia). Moja przy­ja­ciół­ka i zara­zem sio­stra ze wspól­no­ty, kie­dy dowie­dzia­ła się, że leżę w szpi­ta­lu, prze­rwa­ła wypo­czy­nek waka­cyj­ny, aby być ze mną, aby się mną opie­ko­wać! Oso­by ze wspól­no­ty, któ­re nie mogły mnie odwie­dzić, czę­sto dzwo­ni­ły, aby dowie­dzieć się, jak się czuję.

Jeden z odwie­dza­ją­cych mnie Kapła­nów powie­dział, że to są moje reko­lek­cje na temat Krwi Chry­stu­sa! I rze­czy­wi­ście tak było!

Dzię­ko­wa­łam Panu Bogu codzien­nie za to, że to ja ucier­pia­łam w tym wypad­ku, a nie mój syn lub 4‑letni wnu­sio! Wie­dzia­łam, że cier­pie­nie to wiel­ki dar od Boga. Każ­dą Kro­pel­kę Krwi mogłam ofia­ro­wać w inten­cji moje­go męża o życie wiecz­ne dla nie­go oraz życie wiecz­ne dla kie­row­cy moto­ru, któ­ry zgi­nął w tym wypad­ku. Ofia­ro­wy­wa­łam swo­je cier­pie­nie za cho­rych któ­rzy leże­li ze mną na sali.

Poma­łu wra­ca­łam do zdro­wia, cie­szy­łam się, kie­dy mogłam wstać z łóż­ka i zro­bić pierw­sze kro­ki! Kie­dy wyszłam ze szpi­ta­la i nabra­łam siły z pomo­cą mojej przy­ja­ciół­ki poszłam do kościo­ła, aby podzię­ko­wać Panu Bogu za dar życia (widocz­nie jestem tu jesz­cze potrzeb­na na ziemi).

Cie­szy­łam się, kie­dy zna­jo­mi z kościo­ła na mój widok pod­cho­dzi­li, aby się przy­wi­tać i razem ze mną dzię­ko­wa­li Bogu, że jestem wśród nich!

Dzię­ku­je Bogu za to doświad­cze­nie, za ducho­we zjed­no­cze­nie się z Jezu­sem cier­pią­cym, za to, że mogłam się prze­ko­nać, jak wie­le zna­czy wspól­no­ta, któ­ra była dla mnie w tym trud­nym cza­sie wiel­kim wspar­ciem i słu­ży­ła kon­kret­ną pomocą.